czwartek, 7 lipca 2011

Rozdział 5

Nieprzenikniona ciemność pochłaniała całą okolicę. Każdy normalny człowiek o tej porze już dawno by spał spokojnie w swoim łożu. Jednak nie ta dwójka dzieci, one powinny być czujne. W lesie, w jednym z najgęściej porośniętych miejsc, gdzie żadne oko nie miałoby możliwości przebić się przez gęsto rosnące rośliny, znajdowały się dwie dziewczynki. Jedna o czarnych jak smoła włosach i niesamowicie bladej skórze, która w tej chwili leżała na ziemi pozbawiona przytomności, druga natomiast o brązowych, długich kosmykach, siedząca obok i wpatrująca się oczyma barwy młodej trawy w pogrążoną w spoczynku towarzyszkę. Jej twarz wyrażała wychodzące poza granice możliwości zmartwienie, obie znały się krótko, a już potrafiły wywołać między sobą takie uczucia jak niepokój, chęć pomocy i walki za życie drugiej. Czuwająca dziewczyna niedawno dopiero odzyskała przytomność, ale już za pierwszym spojrzeniem na czarnowłosą, wiedziała, iż nie jest z nią dobrze. Spostrzegła małą plamę krwi na ziemi, a także zakrwawione ubranie i usta tak wyraźnie czerwone. Wtedy bała się nawet ruszyć Raven, jednak zdecydowała się po namyśle ułożyć ją na plecach i spróbować jakimś sposobem zapobiec upływowi krwi z rany na brzuchu. Dziewczyna nie miała niczego odpowiedniego, czym mogłaby opatrzyć obrażenia, albowiem uprzytomniła sobie, że ma przecież swoje ubranie, co prawda całe mokre, ale musiało to wystarczyć... Przynajmniej na razie. Tak więc ściągnęła z siebie swoją koszulkę i lekko rozdzierając owinęła wokół pasa leżącej na ziemi krótkowłosej, po czym związała, tak aby nie cisnęło za mocno, ale też by był odpowiedni zacisk. Odetchnęła i aż do tej chwili siedziała, obserwując koleżankę, która w dalszym ciągu nie odzyskiwała przytomności.
Mijała godzina za godziną i... nic.
Raven otworzyła oczy i gwałtownym ruchem usiadła na ziemi, ale zaraz potem opadła z powrotem na podłoże i zwinęła się, leżąc na boku i przytrzymując swój brzuch. Przeklęła, jęcząc cicho z bólu i zaciskając mocno zęby. Kayoko tymczasem aż podskoczyła lekko, kiedy czarnowłosa tak nagle się poruszyła, zaraz jednak opamiętała się i przybliżyła do dziewczyny, zauważając, że ta okropnie pluje krwią. Jeśli ktoś doskonale zapamiętał jej bladą twarz i dziwował się takiej, to teraz byłby przerażony wręcz i nie mógłby dowierzać, że można być tak białym. Raven straciła bardzo dużo krwi, to właśnie zadecydowało o jej niespotykanej jasności cery i ogólnym osłabieniu. Wypluła resztkę krwi, a potem nie ruszała się przez chwilę, trwając w skuleniu. Czuła ból, tam gdzie otrzymała cios pazurami mężczyzny, który je zaatakował, dlatego też starała się uspokoić i jakoś opanować to uczucie. Nad sobą usłyszała czyiś cichy, zmartwiony głos, a na swoim ramieniu poczuła ciepłą dłoń... Nie otworzyła oczu, nadal skupiając się na odegnaniu bólu.
– Raven... Wszystko w porządku? Jak się czujesz? – to właśnie powiedziała Kayoko. Ale jakże mogłoby być coś w porządku, skoro nie miała sił, a rana się nie zasklepiła dostatecznie dobrze, by miała możliwość poruszania się. Dopiero po jakiejś chwili uchyliła powieki i zwróciła wzrok swych czarnych oczu ku postaci dziewczyny, która patrzała się zaniepokojonym i pytającym wzrokiem.
– Boli... – powiedziała tylko i wypuściła niezbyt spokojnie powietrze z ust. Właśnie spostrzegła, że towarzyszka nie ma koszulki. – Gdzie... – ale nie dokończyła, ponieważ poczuła wyraźnie dłonią materiał owinięty wokół brzucha. Zmarszczyła lekko brwi, ale zaraz się trochę rozluźniła. Już tak nie bolało, przyzwyczaiła się, acz wolała nie ryzykować podniesienia się chociażby do pozycji siedzącej.
– Dałabyś radę iść? – powiedziawszy to jednak skarciła się w myślach za to pytanie, w końcu mogła się trochę zastanowić, doskonale widziała, że towarzyszka nie jest w dobrym stanie. O dziwo Raven odpowiedziała na jej słowa.
– Chyba... Mogę spróbować. – rzekłszy to, przymknęła na moment oczy. Nie chciała ich opóźniać, poza tym niebezpiecznie byłoby trwać w jednym miejscu, bo tamten mężczyzna może w każdej chwili je znaleźć, pominęła fakt, że był uwięziony, bo stwierdziła, że już dawno się uwolnił. Unieruchomiła go za pomocą zwykłych kunai i zostawiła do przypilnowania i opóźnienia swoje klony. Dziwne zdawało jej się to, że nie poczuła zniszczenia klonów, możliwe, że to przez to, iż była nieprzytomna przez jakiś czas. Czarnooka wydała z siebie ciche westchnięcie i znów otworzyła oczy, które spoglądały ku Kayoko.
– Przepłynęłyśmy przez rzekę, prawda? – spytała siedząca przy niej dziewczyna.
– Tak... Jesteśmy po jej drugiej stronie. – odparła cichym głosem Raven.
– Yhm... To chyba jesteśmy bliżej następnego miasta. Często odwiedzałam to miasto z rodzicami, to nie jest jakaś mała osada, tylko duże miasto. Tam byłybyśmy bezpieczne. – oznajmiła dziewczyna, patrząc na twarz czarnowłosej, ciekawa jej reakcji na tą wiadomość.
– Ale... Jak to „Jesteśmy bliżej”? – spytała się, trochę nie rozumiejąc o co chodzi Kayoko... Widocznie osłabienie wpłynęło na jej analizę faktów.
– Gdybyśmy dalej szły drogą, nie zmieniając kierunku, doszłybyśmy do mostu, a przeszedłszy przez most znalazłybyśmy się na drugiej stronie i dopiero wtedy udałybyśmy się w przeciwnym kierunku. Nie pytaj, dlaczego nie zrobili mostu bliżej. Pewnie dlatego, że tam jest środek pomiędzy wszystkimi większymi osadami w okolicy. – Kayoko lekko się uśmiechnęła, chociaż nie za bardzo była na to dobra chwila.
– Więc chodźmy. – mruknęła tylko, zrozumiawszy wyjaśnienia towarzyszki i zaczęła próbować wstać na nogi, cały czas podczas ruchów trzymała się za brzuch, a na jej twarzy gościł grymas bólu. W pewnym momencie Kayoko złapała ją za jedną rękę, podejmując próbę zatrzymania jej czynności.
– Cz-Czekaj! Nie możesz tak się przemęczać! – pisnęła w jej kierunku. Ona jednak stanęła na nogach i wyrwała rękę z uścisku dziewczyny po czym otarła krew z ust. Widać było po Raven, że długo tak nie wytrzyma, co można było również wywnioskować z tego, że zaraz oparła się o pobliskie drzewo, aby zachować równowagę. Kayoko wstała migiem i podtrzymała czarnowłosą.
– Nie możesz tak iść! – krzyknęła na nią swym dziecięcym głosem, patrząc w jej oczy z determinacją w swoich własnych. Ona patrzała się tylko na nią, sprawiając, że ta chwila była głęboko milcząca. Brązowowłosa stopniowo ulegała tej ciszy i spokojnemu spojrzeniu Raven, w którym widziała jednocześnie ból spowodowany raną. Zagryzła dolną wargę i westchnęła po chwili:
– No dobrze, idziemy, ale będę ci pomagać. – rzuciła i oparła ją sobie o ramię, tak by mogły w miarę wygodnie się poruszać i by towarzyszka mogła oprzeć na niej trochę swego ciężaru. Tak też zaczęły iść w kierunku przeciwnym do rzeki, aby wydostać się z leśnego gąszczu na drogę, która szła prostopadle do strony w którą szły, a przynajmniej tak powinna iść, jeśli nic nie pomyliły w ustalaniu położenia.
Wkrótce dotarły na drogę wiodącą teraz wprost do miasta. Kayoko uśmiechnęła się zadowolona z siebie i poprowadziła towarzyszkę, nadal trzymając ją pod ramię. Nie myślała teraz o zimnie, chciała jedynie dojść do pobliskiego miasta, tam jakoś załatwi sobie coś do założenia. Raven spoglądała to na nią to na drogę przed nimi. Jeszcze trochę im zostało, zapewne z kilka kilometrów, a wiedziała to stąd, że jej wzrok sięgał dalej, niż oczy normalnego człowieka. Mogła widzieć widoki w dali, nawet jeśli było ciemno. Aczkolwiek nie jest to jakaś nadzwyczajna ostrość wzroku, po prostu widzi na dalszą odległość.
Wędrowały już kilka godzin, bardzo długo, ale to oczywistość, wiadomym było, że nie mogły się szybko poruszać, a poza tym robiły sobie dość często przerwy na odpoczynek. Zaczynało powoli już świtać i obie mogły już widzieć dość dobrze zabudowania na horyzoncie drogi. Musiały coraz częściej robić postoje, Raven nie wyglądała dobrze, a i coraz ociężalej się poruszała przez wyczerpanie.
Po kolejnych piętnastu minutach Kayoko nagle się zatrzymała i spojrzała się na bladą twarz Raven, tak białą, tak nieskazitelną, ale na której widać było osłabienie.
– Wyglądasz coraz gorzej... – stwierdziła w swym zmartwieniu, nie wiedząc jak jeszcze może pomóc towarzyszce. Gdyby tylko potrafiła leczyć jak ninja medycy, z pewnością mogłaby poświęcić nawet całą swoją energię na uzdrowienie Raven.
– Naprawdę..? Czuję się w miarę dobrze. – skłamała, mimo iż wiedziała, że zielonooka i tak jej nie uwierzy. Było tak jak mówiła – wyglądała coraz gorzej – i tak też się czuła. Szkoda, że nie miała sił, aby uleczyć się swoją chakrą, wtedy jeszcze by jakoś mogła zaradzić ubytkowi energii. Kayoko poprawiła sposób, w jaki podtrzymywała Raven, aby ta mogła się bardziej na niej oprzeć.
– Ej, nie oszukuj mnie, przecież doskonale widzę co się z tobą dzieje. – powiedziała brązowowłosa dziewczyna, marszcząc przy tym tego samego koloru brwi. Czarnooka nic nie odpowiedziała, jedynie westchnęła ciężko i głęboko, spoglądając cały czas w dal. W pewnym momencie coś poruszyło się gdzieś za nimi. Obie zwróciły spojrzały się przez ramię, aby przekonać się co to było.
– Słyszałaś? – pisnęła wystraszona Kayoko. Czarnowłosa przytaknęła, kiwając głową. Już się domyślała cóż to mogło być. Czuła zapach, dość znajomy zapach. Zerknęła na dziewczynę, która ją podtrzymywała.
– Myślisz, że to on? – szepnęła cichym, nerwowym głosem, spoglądając to na nią, to za siebie. Dziewczyna ponownie przytaknęła. Nie miało sensu podjęcie dalszej wędrówki, jeśli to był tamten mężczyzna, to i tak nie zdołałyby uciec. Szybkim, niespodziewanym ruchem odepchnęła mocno brązowowłosą, po czym sama także odchyliła się w bok, aby uniknąć ciosu, na nic więcej nie było jej stać w takim stanie, zaraz też nogi się pod nią ugięły z osłabienia i tym samym odsłoniła się na drugi, wyprowadzony w jej stronę cios, przez który całkowicie upadła na ziemię. Zacisnęła mocno powieki, po czym je rozwarła i spojrzała się przed siebie. Strasznie bolała ją głowa, a tymczasem musiała jakoś zadziałać, bo mężczyzna zostawiwszy ją w spokoju, myśląc, że straciła przytomność, szedł w kierunku cofającej się do tyłu Kayoko. Raven zacisnęła mocno zęby i pół leżąc na ziemi, wyciągnęła z pakunku shurikena, w którym skupiła chakrę, tyle ile mogła, będąc tak osłabioną, a następnie rzuciła w kierunku napastnika. Ostrza broni nie przebiły na wylot nogi, jak zamierzała, nazbyt widok rozmazywał jej się przed oczyma, aby mogła precyzyjnie wycelować. Shuriken jedynie zadrasnął skórę mężczyzny na jakieś trzy centymetry. Wampir odwrócił się w jej stronę, a już chwilę potem był przy niej i przycisnął butem jej rękę w nadgarstku do ziemi. Ona spojrzała się na niego wilkiem, jakby miała go zamiar zaraz rozszarpać na strzępki. Wampir zaśmiał się szyderczo, ukazując swe wydłużone kły i chwyciwszy za koszulkę, podniósł do góry. Raven nie skupiała wzroku na nim, spoglądała na towarzyszkę i krzyknęła:
– Biegnij! – Kayoko jednak nie ruszała się z miejsca, nie wiedząc co zrobić. Z jednej nie chciała zostawiać dziewczyny w rękach tego mężczyzny, ale jej bardziej strachliwa strona mówiła, aby uciekała jeśli może. Raven widząc ten brak zdecydowania, wrzasnęła jeszcze raz, tym razem ostrzej:
– Wiej! BIEGNIJ DO CHOLERY! – a widząc, jak jej ton poskutkował, zwróciła się twarzą do wroga ze zmarszczonymi brwiami.
– Ohohoo! Bohaterka się znalazła! Ale muszę cię zawieść mała suko, zaraz jak cię zabiję, to zajmę się twoją przyjaciółeczką. – powiedział jasnooki wampir i rzucił dziewczyną o pobliskie drzewo. Mógł się na razie pobawić. Nawet jeśli dziewczyna zniknie mu z oczu, to dogoni ją w jednej chwili. A pragnął się zemścić na dziewczynce i nie darowałby sobie tego, gdyby teraz tego nie zrobił, w końcu ta okryła go hańbą po części pokonując i uciekając z tą drugą. Jęknęła cicho i podpierając się ręką, uniosła lekko w górę. Musiała jak najdłużej wytrzymać, żeby dać czas uciekającej Kayoko. Bezsensu by było, gdyby miały ucierpieć obie, bo tylko ona nie miała możliwości biegu. Jej towarzyszka mogła jakoś spróbować się uratować.
Krzyknęła, kiedy mężczyzna nacisnął nogą na okolice jej zranionego brzucha, stopniowo powiększając nacisk. Od razu do ust napłynęła jej krew, którą zaczęła wypluwać na ziemię. Miała nadzieję, że Kayoko tego nie słyszała. Ale była to złudna nadzieja, bo brązowowłosa usłyszała to dobrze i dlatego przyspieszyła biegu, chociaż też nie była w pełni sił, nic nie jadły od ostatniego posiłku. Zagryzła wargę i poruszała się pewnie dalej, może dobiegnie do miasta i sprowadzi pomoc? Tak sobie myślała i to dodało jej sił do dalszego i szybszego biegu.
Raven w tym czasie, nie chcąc dawać się tak maltretować bez jakiegokolwiek odwdzięczenia się, jedną ręką szybko wyciągnęła stalową, zatrutą igłę i wbiła w stopę mężczyzny, której nacisk zwiększał się na jej brzuchu. Napastnik zareagował na tą czynność, kopnięciem w okolice żeber. Dziewczyna aż poturlała się po ziemi i zatrzymała po kilku sekundach, trzymając się gdzieś w okolicy płuc. Patrzała jak wampir wyciąga wbitą przez nią igłę i trwa przez moment w bezruchu. Regenerował się, nie chciał bowiem aby coś mu przeszkadzało. Spojrzał się potem na czarnooką z dzikim spojrzeniem, w którym widać było błysk chęci mordu. Przełknęła głośno ślinę, razem z krwią i skrzywiła się lekko z bólu. Cokolwiek z nią teraz zrobi, musi wytrzymać jak najdłużej. Nie dbała o wstawanie, nie było w tym żadnego sensu, zanim by wstała, mężczyzna już byłby przy niej. Nie opłacało się jej tracić sił na zbędne czynności. Kiedy będzie blisko, ona jakoś postara się o jego zranienie. Czuła, że dzięki temu, wampir skupi się na niej i przez jakiś czas zapomni o Kayoko.
Tymczasem Kayoko nadal biegła wzdłuż drogi, dzięki adrenalinie mogła naprawdę szybko się poruszać, ale stopniowo traciła siły. Dziewczyna słyszała tylko swój głośny oddech. Czuła, że jeszcze trochę i padnie ze zmęczenia, a jak już to się stanie, nie będzie mogła poruszyć nawet palcem. Nie oglądała się za siebie, nie było dobrym rozwiązaniem zawracanie sobie głowy innymi sprawami niż najważniejszy cel – dobiec do miasta...
Po kilku minutach jej ciało upadło gwałtownie na ziemię. Skóra zdarła się jej na nagim brzuchu, przedramionach i kolanach. Uniosła lekko głowę, leżała w wejściu otwartej bramy. Zdziwieni strażnicy podeszli do niej. Ciężkie kroki uderzały o ziemię. Widziała błysk tarcz.
– Pomóżcie... Na drodze... Szybko... – wydukała i straciła przytomność. Jeden ze strażników pilnujących bramy wziął dziewczynkę na ręce i zniknął gdzieś w pomieszczeniu, gdzie mogli odpoczywać po zmianie. Na razie to musiało wystarczyć, ułożył ją na jednym z łóżek, obudził dwóch śpiących kolegów po fachu, którzy niedawno skończyli swoją wartę.
– Ty. – wskazał na pierwszego. – Leć do głównodowodzącego i powiedz, żeby wysłał kilku ludzi poza miasto na trakt odchodzący z południowej bramy. Trochę zaspany, kiwnął głową i wybiegł z pomieszczenia. Tamten drugi przyglądał się dziewczynie, będąc w lepszym stanie niż towarzysz.
– A ty udaj się do medyka i sprowadź go tutaj do tego dziecka. – wydał polecenie. Mógł tak uczynić, pracował więcej lat. Ci byli w porównaniu z nim początkującymi. Drugi po chwili również wybiegł, a strażnik spokojnie z pozoru wyszedł i wrócił do pilnowania bramy. Był pewny, że zaraz do dziewczynki zajdzie medyk. Westchnął. Stojąc już na stanowisku, zaczął się zastanawiać, co takiego mogło się stać. Czyżby znów bandyci i rabusie, którzy ostatnio byli utrapieniem tej okolicy? Kupcy musieli ostatnio wynajmować o wiele więcej ochroniarzy niż przedtem z tego powodu. Jednak dziewczyna nie uciekłaby, gdyby napastników było kilku, a wyglądała na nieźle wystraszoną i musiała bardzo długo biec. Można by sądzić, że gonił ją sam diabeł. Strażnik zerknął na swojego towarzysza, który bacznie mu się przyglądał.
– Nie powinieneś nawet na chwilę opuszczać posterunku. – stwierdził tamten, a on wzruszył ramionami. W przeciwieństwie do niego miał rodzinę, dzieci, nie mógł też patrzeć na czyjąś krzywdę.
– Sądzę, że uczyniłbyś podobnie, jeśli zamiast mnie byłby ktoś inny. – odpowiedział tymi słowy i zerknął na właśnie wychodzącą grupę ludzi. Byli to ci wysłani przez głównodowodzącego.
Oddalali się szybko, idąc wzdłuż drogi...

O blogu słów parę~

Blog ten będzie opowiadał historię mojej wymyślonej postaci, jak mówi sam adres, postać owa nazywa się Raven Uchiha. Mam również innego bloga, w którym ona występuje, acz tamten jest pisane na podstawie komiksu, gdy tymczasem ten będzie szczegółowo skupiał się na mojej postaci.