sobota, 11 grudnia 2010

Rozdział 3

Coś ją zbudziło ze snu. Najpierw usłyszała niewyraźny głos, dochodzący... właśnie nie potrafiła rozpoznać skąd, potem poczuła jakieś ciepło na ramieniu. Dopiero wtedy otworzyła swoje rozespane oczka, ale nadal jeszcze widząc niewyraźnie, potarła je piąstkami i ujrzała cofającego właśnie swą dłoń mężczyznę. Miał nieco surowe rysy twarzy i taki jej też się zdawał, przez co się trochę spięła. Zamrugała kilkakrotnie, szybko oczyma w lekkim zdziwieniu, bo dopiero teraz do niej dotarło, że zasnęła. Wpatrzyła się w stojącą przed nią postać, zrozumiała, że jest to ten, który tutaj pracuje razem ze swoją pomocniczką w średnim wieku. Nie odezwała się, czekając na to, co powie gospodarz. Przez głowę jej przeszła myśl, że ją zaraz wyrzuci, skierowała wzrok w stronę okna, słońce chyliło się już ku zachodowi, co rozpoznała po kolorze fragmentu nieba, które udało jej się zobaczyć. Mimo tak młodego wieku i tak małego, dziecinnego wyglądu, stwierdziła, że lepiej samej już pójść, niż zostać wyrzuconą. Poza tym nie chciała żadnych pytań, a wzrok mężczyzny wyraźnie mówił, że chce zacząć je zadawać. Tak więc, czarnowłosa dziewczynka wstała z krzesła na nogi, które nadal były wyczerpane, co poczuła, gdy to zrobiła. Lekko otrzepała dłońmi koszulkę i już chciała postawić pierwszy krok w stronę wyjścia... i ciągle nic nie mówiąc, wtedy mężczyzna zatrzymał ją, kładąc silną dłoń ponownie na jej ramieniu.
-Gdzie idziesz? - zapytał, a ona powoli odwróciła głowę w jego stronę z nieco przestraszonym wzrokiem, ale szybko to ukryła, nie chcąc tego zdradzić.
-Do domu. - odpowiedziała bez namysłu, ale co z pewnością było kłamstwem, chociaż mężczyzna nie mógł o tym wiedzieć.
-Usocki. (1) Dzieci nie powinny kłamać. Więc... - odparł po chwili jej rozmówca. I tutaj mała Raven bardzo się zdziwiła, bóg chyba tylko raczył wiedzieć, skąd ten dorosły mógł wiedzieć, że nie wraca do domu. Że kłamie? Prawdą było, że nie mogła, bo już go nie miała, ale ważne jest to SKĄD on to wiedział. Czego on od niej w ogóle chciał? Czego..? Nie odwracała tak od niego wzroku, nie wydając z siebie żadnej odpowiedzi, najwyraźniej nie wiedząc co powiedzieć, albo też myśląc, że jeśli i tak będzie próbować bronić swego zdania, to ten nie da się oszukać.
-Co tutaj, dziecko, tak sama robisz? - dokończył swą wypowiedź, starając się złagodzić swój surowy wyraz, który pewnie już przybrał dawno. Pewne nie był takim naprawdę, sprawiał tylko takie wrażenie, ale tego już nic raczej nie zmieni. Ona w dalszym ciągu nie odpowiadała.
Z tej sytuacji niespodziewanie wyratowała ją kobieta, która wyszła zza drzwi, znajdujących się za szynkwasem. Miała złociste loki, falujące pod wpływem jej zgrabnego chodu. Twarz jej zdobiły niesamowicie niebieskie, jak ciemniejące niebo oczy oraz różowe usta, zgrane z całą resztą twarzy. Kobieta zatrzymała się tuż przy mężczyźnie, odgarnęła wtedy kilka niesfornych kosmyków z twarzy i przyglądając się im obojgu, powiedziała w końcu:
-Ty to w ogóle nie znasz się na dzieciach! Idź już zajmij się sprawami, w których jesteś dobry, ojcze, a ja się zajmę tą dziewczynką. - wypowiedziawszy te słowa, wpatrywała się w grubego mężczyznę, który – jak wynikało z rozmowy – musiał być jej ojcem.
-Dobrze, dobrze. - mruknął leniwie i zrezygnowanie tamten i oddalił się za ladę, gdzie zaczął porządkować całe miejsce pracy. Tymczasem jasnowłosa kucnęła przy niej i patrząc się na nią tymi hipnotyzującymi, nieziemsko niebieskimi oczyma, rzekła do niej:
-Jak się nazywasz, skarbie? - skierowawszy to pytanie swym melodyjnym głosem, położyła swą delikatną dłoń na jej głowie, pełnej czarnych, krótkich rozczochranych włosów. Dziewczynka milczała, niezdecydowanie patrząc na całkowicie nieznajomą sobie kobietę, ale słysząc ten przyjemny ton głosu, odezwała się w końcu, chcąc odpowiedzieć na pytanie tej miłej osoby.
-R-Raven... - wyszło jej to co najmniej lekko drżąco i cicho. Czyżby była nadal zlękniona całą zaistniałą sytuacją? Spuściła wzrok na moment na podłogę pod jej stopami i wzięła głębszy wdech, by po chwili wypuścić powietrze ustami, starając się uspokoić.
-Raven? - usłyszała wkrótce swoje imię, wydobywające się z ust kobiety. - Więc Raven... Wyglądasz jakby coś się stało... Ale rozumiem, że nie chcesz o tym mówić. Czyż tak nie jest? - spytała jasnowłosa. Dziewczynkę bardzo dziwło to odgadywanie faktów przez obojga ludzi, może mieli to rodzinne? Lecz jednak bardziej prawdopodobną prawdą, byłoby to, że mieli oni codziennie do czynienia z różnymi ludźmi, dlatego potrafili z doświadczenia wyczytać informacje wypisane na twarzy i w postępowaniu danej osoby. Tak to w istocie było. Raven niepewnie skinęła głową w potwierdzeniu, nie oznajmiając tego słowami. Jasnowłosa oznajmiła jej jeszcze, że będzie mogła na razie zostać w gospodzie i przenocować w pokoju, gdyż jest kilka wolnych. Poinformowawszy o tym również swego ojca, wstała i poprowadziła czarnowłosą za rączkę ku schodom. Tędy weszły razem na górę i niedługo potem stanęły przed jednymi z drzwi. Niebiesko oka otworzyła je i wprowadziła Raven do środka. Przygotowała jej posłanie, zapytała się jej, czy nie chce nic do jedzenia, ona jednak odmówiła i tak została ułożona w łóżku. Kobieta wyszła i zostawiła ją samą w pomieszczeniu.
Przymknęła swoje czarne oczy i westchnęła z lubością, kiedy wtuliła się w miękką poduszkę i kołdrę. Było jej tak przyjemnie, a zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, że po kilkunastu sekundach już smacznie spała. A może jednak nie aż tak dobrze? Wprawdzie na początku, nic jej się nie śniło, ale po jakimś czasie nawiedzać zaczęły ją straszliwe obrazy martwych krewniaków.

Matka, ojciec, ciocie, wujkowie... Wszyscy oblani ciemną, czerwoną krwią, potem jeszcze do tego wszystkiego doszedł jej przyjaciel Garaki, który już dawno nie żyje. Nad tymi wszystkimi ciałami stał jej starszy brat w postaci czarnego, wysokiego cienia, w którym widać było jedynie czerwone oczy z okrążającymi źrenicę czarnymi „łezkami” o strasznym, obojętnym wyrazie. Następnie przed nią stanął rudy chłopczyk w zakrwawionym ubraniu z takim wyrazem twarzy, jakby chciał zapytać „Dlaczego mnie zabiłaś?”.

Te wizje senne były tak realistyczne, że niemal czuła krew wokół siebie. I słyszała krzyki... Ale zaraz... Te krzyki chyba nie należały do snu, a zorientowawszy się co do tego, zerwała się ze snu i gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Czuła zimny pot spływający jej po czole i plecach, miała dość szybki oddech, czuła również, że miała trochę mokre policzki... płakała przez sen. I znów usłyszała podniesiony głos. Tym razem mogła rozróżnić poszczególne słowa. Ale żeby lepiej wszystko słyszeć, wyszła z pokoju, bo jak podpowiadało jej przeczucie, zdarzenie miało miejsce na dole, dlatego też właśnie, doszedłszy do schodów, zaczęła po nich schodzić w całkowitej ciszy, ażeby nie zauważyli tego, iż podsłuchuje. Stanęła w cieniu, blisko wejścia do głównego pomieszczenia gospody. Była niewidoczna w tej ciemności ze względu na swoje czarne odzienie. Teraz już doskonale słyszała przebieg kłótni, bo tym w istocie były podniesione głosy.
-Ależ ojcze! Dlaczego nie!? - zapytała oburzona i jednocześnie zdenerwowana jasnowłosa.
-Aiko! Nie prowadzę domu dla przybłędów! Nie mogę sobie pozwolić na przygarnianie każdej zbłąkanej istoty do gospody. Nie rozumiesz tego, dziecko? - odrzekł po chwili mężczyzna, do którego teraz surowość bardzo pasowała i dawała plus do jego stanowczości.
-Ojcze! - powiedziała jeszcze raz niebieskooka, ale ów ojciec uciszył ją jednym gestem i zaraz odpowiedział na jej sprzeciwy:
-Nie ma mowy i koniec rozmowy, Aiko! Może zostać tutaj najdłużej jeszcze dwa dni, więcej nie. - i tak właśnie zakończyła się rozmowa. Dziewczynka szybko wróciła do swego pokoju, cały czas starając się o bezgłośność swych ruchów. Raven westchnęła głęboko, rozchylając swe jasne wargi. Postanowiła szybko opuścić to miejsce, nie chciała sprawiać kłopotów, zwłaszcza, że ugościli ją obcy ludzie i właściwie nie powinna się godzić na pozostanie tutaj. Takie to właśnie myśli krążyły w jej małej główce. Ale postąpiła zgodnie z postanowieniami swoich myśli. Otworzyła okno i wyjrzała przez nie, chcąc dowiedzieć się, czy jest wysoko, czy też nie. Widząc, że od ziemi nie jest aż tak daleko, wspięła się na parapet. Mimo że to było ponad pięć metrów, zeskoczyła, nie sprawiło jej to trudności, w końcu dużo ćwiczyła i uczyła się sztuki ninja. Miękko i bezpiecznie wylądowała na podłożu pokrytym od tej strony domu trawą, mimo że cały organizm nadal był dość mocno zmęczony. Będąc już na dole, rozejrzała się po okolicy, pogrążonej w ciemnościach nocy – żadnej żywej duszy. Więc nikt jej nie zauważy, będzie miała wolną drogę do odejścia. Zatem ruszyła przed siebie, starając się iść najciemniejszymi zakamarkami, w stronę drogi, prowadzącej przez las, którą widziała w dali na końcu wioski. Tylko gdzie teraz się uda? Całkowicie nie miała planu na dalszą wędrówkę, ale nie mając zbytnio innego wyboru, postąpiła tak jak postąpiła – ruszyła w dalszą drogę, która wydawać się mogło, że nie miała końca, teraz, ani nigdy...

(1) Usocki – kłamczucha, kłamiesz,

wtorek, 19 października 2010

Rozdział 2

Jasność... Wszystko było rozmazane i to bardzo, nie mogła przez to nic zobaczyć. Po chwili jednak wszystko się ustabilizowało, a obraz przed oczyma wyostrzył. Dopiero po wybudzeniu się zrozumiała, że zasnęła, zaraz też przypomniały się jej wydarzenia ostatniej nocy. Zadrżała z zimna, w końcu miała na sobie tylko krótki rękawek, skuliła się pod wpływem tych myśli, a czarne, krótkie kosmyki włosów opadły na jej czoło i przysłoniły większość twarzy. To co się stało... Nie mogła tego wytrzymać, po jeszcze wilgotnych od łez policzkach, które były takie od czasu jej zaśnięcia, znów zaczęły spływać krople przezroczystego, słonawego płynu. Kolejne łzy, starała się nie wydawać żadnych dźwięków, które świadczyły o jej nieszczęściu, niekiedy jednak nie mogła ich wprost powstrzymać. Uciekła z wioski, od brata, od innych. Teraz nie miała już nic, zupełnie nic. Złapała się drobnymi łapkami za głowę, jakby chciała tym odegnać wspomnienia.
-Iie... (1) To musi być jakiś koszmar. - szepnęła sama do siebie, nie dowierzając, że los mógł tak ukarać ją, jej rodzinę. I właściwie dlaczego onii-san (2) zamordował wszystkich? Czuła się wykończona, psychicznie jak i zarówno fizycznie. W końcu niemalże całą noc biegła i oddaliła się znacznie od wioski, a co do pierwszego wykończenia to wszystko mówi samo za siebie. Zaczęła powoli wycierać swą bladą twarzyczkę dłońmi. „Nie płacz, głupia” - powiedziała sobie w myślach, niestety zaprzestanie płaczu nie było takie łatwe, jakby się mogło wydawać, jej czarne oczy nadal szkliły się mocno od łez jak nocne niebo przyozdobione milionami jaśniejących gwiazd. Drżała, nie tylko z zimna, co mogło przyjść komuś widzącemu ją do głowy. Nie czuła się dobrze, zawsze tak uciekała z domu, nawet mimo zakazu rodziców, sprzeciwiała im się, ale wracała za każdym razem po swoich podróżach. A teraz? Nie miała gdzie wrócić, nie miała domu, nie miała nikogo, ani niczego, zdana na samą siebie w tym wielkim świecie. Dźwignęła się powoli na nogi, zmęczone nieustannym biegiem teraz lekko się uginały pod nią. Otarła oczy i policzki krawędzią bluzki, przez chwilę ukazując równie blady brzuch. Rozejrzała się uważnie dookoła, odgarnąwszy wpierw włosy z czoła i twarzy, chciała się zorientować gdzie była... Prawdę mówiąc wczorajszego dnia nie patrzała gdzie biegnie, liczyło się tylko oddalenie od miejsca mordu. Czuła za dużo krwi, widziała za dużo, chciałaby o wszystkim zapomnieć, jednak nie mogła tak łatwo tego zostawić... Poza tym, Sasuke, został zupełnie sam, małe dziecko, jeszcze młodsze od niej. Wiedziała, że postąpiła samolubnie, właściwie dlaczego nie wzięła brata ze sobą...? Mogła... Ale tego nie uczyniła, chyba była w zbytnim szoku, a teraz już nie miała odwagi wrócić, a do tego wyczyściła pamięć braciszkowi, a nie miała pojęcia jak ją przywrócić i czy w ogóle da się to zrobić. Przyrzekła sobie, że będzie go chronić, ale z oddali, poczuje to wyraźnie, gdy Sasuke będzie miał kłopoty. Tak, dziwna więź... Nawet bardzo dziwna. Przeleciawszy wzrokiem po okolicy, na którą składały się niezbyt duże drzewa, w prawdzie były one normalnej wielkości, tylko ona nadal pamiętała drzewa w okolicy Konohy, to zapewne była najmłodsza część lasu, a biorąc pod uwagę znajdujące się gdzieniegdzie pniaki po ściętych drzewach, to była prawdopodobnie niedaleko miasta. Bo skoro wycinali tutaj drzewa i sadzili je, to musiało gdzieś tutaj być jakaś miejscowość. Nie była wstanie jednak dociec co to za miejsce. Ruszyła powoli, wkładając ręce pod pachy, by je ocieplić. Musiała wyglądać źle i to naprawdę, bo gdy dotarła do miasta i szła jego ulicami, ludzie patrzeli się na nią z dziwnym wyrazem oczu, jakby jej współczuli, byli też i tacy, którzy irytowali się na sam jej widok. Marszczyła wtedy lekko brwi, po pewnym czasie przyzwyczaiła się do tego i przestała zwracać na kogokolwiek uwagę. Nie była głodna, ale to tłumaczy to, kim jest. Jeszcze pamiętała to zdarzenie, gdy się tego dowiedziała... To było dosyć dawno, dwa lata temu..?

Mały rudy chłopiec leżał w środku lasu na małej polance okrągłego kształtu pół żywy, a niedaleko niego czyhał już jeden wilk, zaraz wyłoniły się i kolejne, należące zapewne do tego samego stada, wyglądały na wygłodniałe, a ich oczy zionęły pragnieniem zaspokojenia żołądków. Nagle na polanę wbiegła nieświadoma niczego co się dzieje czarnowłosa dziewczynka, z zaniepokojonym wyrazem twarzy, wyraźnie czuła krew i to znajomą krew, czuła również obecność innych istot. Pyski pełne ostrych zębów zwróciły się ku niej. Groźne dźwięki wydobyły się z ich wnętrza, przeczuwały zapewne niebezpieczeństwo i chęć odebrania im zdobyczy. Czarnowłosa przejechała wzrokiem po każdym zwierzęciu, aż napotkała znajomą sobie szarawą koszulinę i czarne spodenki. Zatkała sobie usta dłonią.
-Garaki! - pisnęła w końcu, wyraźnie dostrzegała niemal niewidoczne poruszanie się klatki piersiowej chłopca. Bez namysłu pobiegła w stronę swojego bliskiego przyjaciela. Padła przy nim na kolana i delikatnie przejechała po policzku palcami. Oczy miał zamknięte, jakby już czuł, że zaraz umrze, jakby chciał nie zwracać uwagi na nic. W pewnej chwili zobaczyła plamę krwi widniejącą po jego boku, w okolicy żeber i pachy. To musiała być bardzo głęboka rana... Zaraz, taka rana mogła zostać zadana przez katanę, w końcu widziała kiedyś taki ruch pokazywany na lekcjach walki. Tylko kto to mógł zrobić? Jakiś zły ninja albo samuraj? Nie mogła tego się już dowiedzieć, poza tym nie miała nawet czasu, bo moment po jej poruszeniu, wilki szybko zaczęły biec ku nim. Wstała gwałtownie na nogi i jednym ruchem ręki wyciągnęła kilka kunai w dłonie, rzuciła większością w zwierzęta, albo raczej przed nie, nie chcąc ich zabić. Jeden kunai zostawiła sobie w razie czego w prawej dłoni i zacisnęła na nim palce. Wilki zatrzymały się tuż przed miejscem, gdzie wbiły się ostrza, zaraz jednak znów rzuciły się biegiem, tym razem jednak postanowiły najpierw unicestwić dziewczynę. Widząc to, przygotowała się, ustawiając w odpowiedniej pozycji. A gdy jedno ze stworzeń skoczyło, by wylądować na niej, ona kopnęła je nogą, aż poleciało i poturlało się po ziemi kilka metrów dalej, wstało powoli, acz niepewnie oraz z ledwością i zawarczało cicho, musiało mieć coś złamane. Szybko odwróciła się za siebie by odegnać wilki, które już zaczęły dobierać się do chłopaka, jeden ugryzł go w rękę, a następny w nogę. Czarnowłosa przeklęła głośno i wbiła jednemu z nich ostrze prosto w czaszkę a drugiego kopnęła z całej siły w bok. Jeszcze kilka było na chodzie, ranne oddaliły się. Nie zdążyła się obrócić, a już kolejny atakował, ale nie chłopaka, tylko ją. Potężne cielsko i łapy spowodowały, że upadła na ziemię, a potem poczuła jak coś wbija jej się w lewe ramię bardzo blisko szyi. To musiały być kły owego stworzenia, jęknęła cicho z bólu. Uniosła wzrok na tyle ile mogła, zobaczyła dwójkę szarawych zwierząt idących w jej kierunku. Znów jęknęła, czując jak szczęka wilka zacisnęła się jeszcze mocniej.
-KUSO! (3) - krzyknęła i z pomocą swego nagle zwiększonego gniewu zdołała uwolnić się od wilka i kopnęła go nogą prosto w szczękę, którą miał w jej własnej krwi. Miała dosyć ciężki but, więc uszkodzenia czaszki były dostatecznie duże. Korzystając jeszcze z chwilowego otępienia zwierzęcia, kopnęła jeszcze raz, tym razem jeszcze mocniej i teraz już padł, zdychając powoli. Instynktownie odwróciła się w stronę pozostałych dwóch wilków. Warczały na nią wściekle, ale ona się nie zlękła. Wyjęła ostatni nóż kunai i rzuciła nim w głowę jednego z nich. Trafiła, drugi przez chwilę stał w bezruchu i uciekł z polany, zapewne chcąc jeszcze pożyć. Dziewczyna oddychała głośno, czuła ciepło i ból, czerwony płyn spływał jej z ran ciurkiem po plecach i klatce. To musiało być naprawdę silne zwierzę, że powaliło ją jednym skokiem. Szybko podeszła do swego przyjaciela, który lekko uchylił oczy, słysząc niepokojące odgłosy. A widząc swoją przyjaciółkę, szepnął cicho:
-R...Raven... - nie wyglądał dobrze. Mała Raven domyślała się, że stracił duże ilości krwi. Odgarnęła mu rączką rude włosy z czoła.
-Co się stało? Kto ci to zrobił? - zapytała, rozerwała jego szarą koszulę i zaczęła się przyglądać ranie. Przyłożyła do niej dłoń, która po chwili zaczęła emanować czarną chakrą. Chciała go jakoś uleczyć, to był jej najlepszy przyjaciel i jeden z niewielu. Łzy napłynęły jej do oczu. Rana nie leczyła się.
-R-Raven... Ja... Nie chcę umierać... Postać z krzyżem na piersi... - szepnął z ledwością, spoglądając na nią z półprzymkniętych powiek. Łzy już skapywały na klatkę piersiową chłopaka, próbowała leczyć dalej. Ten jednak nadal tracił siły i życie z niego uchodziło jak przesypywany piasek w klepsydrze.
-Nie zasypiaj... Onegai... (4) Będzie dobrze, będzie dobrze. - mówiła cicho, chcąc jakoś pomóc mu przytrzymać się życia jeszcze trochę. Nie mogła powstrzymać łez, jakby już wiedziała jak to się skończy. Nie przestawała prób leczenia obrażeń chłopaka, w myślach cały czas mówiła sobie, że jej się uda. Jednak nie... Przeniosła wzrok na twarz rudego, wyglądał jakby spał.
-Iie... Iie... Iie~!! Garaki! - krzyknęła, spróbowała go ocucić, ale na nic się to zdało, chłopak już chyba nie żył, albo nie miał siły zareagować, ale było wiadome, że już nic mu nie pomoże, rana była zbyt poważna. Zaniosła się płaczem i przytuliła martwe ciało przyjaciela. I nagle naszło ją dziwne uczucie, jakby pragnienie, ale nie takie zwyczajne. Mocne i impulsywne, pociemniało jej trochę przed oczami, ale to zapewne, przez utratę krwi. Czuła, że nie panuje do końca nad sobą. Jej twarz sama powędrowała w stronę szyi Garaki'ego. „C-Co ja robię?” - myślała. Otworzyła delikatnie usta i poczuła jak jej kły wydłużają się znacznie. Czując to wszystko gwałtownie odsunęła się od ciała, parząc na nie z przerażeniem w czarnych oczach. Zaraz jednak działające na nią pragnienie wróciło i przywiodło ponownie do szyi chłopaka, nie mogła się powstrzymać, to było dla niej za silne. I w końcu wbiła się kłami w skórę szyi przyjaciela. Do jej ust napłynął ciepły płyn, to była krew... Przymknęła oczy, przełykając go powoli, nie myślała o niczym.
-R...Raven...chan... - usłyszała w pewnym momencie zduszony, cichy szept, otworzyła nagle oczy i zobaczyła leciutko uchylone powieki Garaki'ego. Zaraz jednak znów opadły, a rudy wydał ostatnie tchnienie z siebie. Czarnowłosa natychmiast odsunęła się znów od niego. Na ustach miała krew i czuła jeszcze jej smak na języku. Przerażona tym co zrobiła, spojrzała na szyję przyjaciela i dwie ranki na skórze, a potem na swoje dłonie, które były ubrudzone od krwi.
-C-Co ja... z-zrobiłam? - zacisnęła chwilę potem blade dłonie w piąstki. Była wstrząśnięta do granic możliwości. I wtedy usłyszała czyjeś kroki... Nie one były bezszelestne, ona czuła, że ktoś je stawia gdzieś niedaleko. Uniosła wzrok ku górze, a przed nią stanęła dość wysoka kobieta o bladej cerze i czarnych włosach, a także oczach. Na jej twarzy widniało kilka zmarszczek, ale i tak wyglądała na piękną i niesamowitą, bił od niej majestat i jednocześnie dobroć. Jej jasna suknia, na którą miała zarzuconą czarną kurtkę, załopotała pod wpływem nagłego podmuchu wiatru. Oczy tej kobiety były wlepione w nią. Dziewczynka przyglądała się jej z przestrachem, nie mogąc odwrócić nawet wzroku. Kim była owa postać? Mimo że nie wiedziała, miała wrażenie, że coś łączy ją z tą tajemniczą kobietą.
-Raven... Widzę, że już odkryłaś swą osobę. - powiedziała głosem z którego aż płynęła mądrość, która pewnie i by wypływała, gdyby kobieta powiedziała coś śmiesznego.
-Ja... Z-Znasz moje imię.... O co... Pani chodzi? - mówiła przerywanie przez swój szok. Ręce drżały jej mocno, ale nie zwracała na to uwagi.
-Droga Raven... - rzekła spokojnie, zwracając się do niej. - Jesteś wampirem, dziecko. A ja jestem w wielkim skrócie twoją prababką.
-Pani..? Ja... Czym? - zapytała z niedowierzaniem i strachem.
-Zrozumiesz wszystko w swoim czasie, dziecko. Opowiem ci o tobie, ale nie teraz. - odpowiedziała z łagodnym uśmiechem. To dziewczyny jednak nie podniosło na duchu, nadal była przerażona, roztrzęsiona i w olbrzymim szoku. Spojrzała na swoje trzęsące się ręce i rozluźniła je powoli, nadal się trzęsłu, a ona wpatrywała się w nie jakby nie należały do niej tylko do jakiegoś potwora. Garaki jeszcze żył... A ona... Mogła jeszcze próbować go leczyć... Zabiła go... Łzy znów napłynęły jej do oczu i spłynęły stróżką po twarzy. Nagle poczuła jak podnosi się na nogi... Nie, to tamta kobieta ją podnosiła i postawiła w pozycji stojącej. Wpatrywała się głęboko w jej oczy, przyszywając je na wylot.
-Uspokój się, dziecko. - powiedziała i starła łzy z jej twarzy, a potem krew z jej ust. Przeraziła się jeszcze bardziej, bo owa osoba podająca się za kogoś z jej rodziny, była naprawdę silna. Przestała momentalnie płakać, jednak tylko powstrzymywała łzy. Bała się... Kobiety, jak i zarówno siebie. Chwilę potem jej niby „prababka” oznajmiła, że pójdzie z nią do miasta, zanieść ciało chłopca i wszystko wytłumaczyć, gdyż widziała całe zdarzenie z oddali. Czarnowłosa miała jednak wrażenie, że specjalnie wszystko ustaliła. Nie podobała się jej, jednak potulnie poszła za postacią w sukni...


W końcu otrząsnęła się ze swych wspomnień i spostrzegła, że stoi przed drzwiami jakiejś gospody. Otworzyła niepewnie drzwi i weszła do środka z tą samą niepewnością. Jej oczom ukazało się wnętrze miło wyglądające o twardych, wytrzymałych ścianach, i podłodze wyłożonej wyszlifowanym drewnem. Wszędzie porozstawiane były stoliki, ich większość zajmowali goście, kilka jednak było wolnych. Jakby starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi, udała się do stolika w kącie w cieniu. Usiadła na krześle i oparła się o oparcie. Dopiero teraz poczuła, jak była zmęczona, a zwłaszcza jej nogi. Oparła ręce na udach i rozejrzała się dokładnie po budynku. Na każdej ścianie wisiał duży obraz i dwa mniejsze po jego dwóch stronach, tylko tam, gdzie było wejście wisiały dwie lampy. W rogu naprzeciwko jej miejsca, znajdował się szynkwas, a za ladą stał gruby mężczyzna oraz kobieta w średnim wieku. Byli zajęci swoją pracą, więc pewnie nie zauważyli jej obecności. Goście też pewnie jej jeszcze nie widzieli... I dobrze. Odwróciła głowę w inną stronę i spostrzegła schody prowadzące na górę. Pewnie można było wynająć pokoje. Ona jednak nie miała ze sobą pieniędzy, tylko trochę w kieszeni. Ale to nie wystarczało na dużo. Wolała je pozostawić na czarną godzinę. Westchnęła cichutko i oparła ręce na drewnianym, okrągłym stoliku, a potem głowę na nich. Czuła jeszcze zmęczenie, a po krótkiej chwili najzwyczajniej w świecie przysnęła w tej pozycji, nie zważając na niewygodę...

(1) iie - nie
(2) onii-san - starszy brat, tak się zwraca młodsze rodzeństwo do starszego brata,
(3) onegai - proszę (w sensie prośby do kogoś)
(4) kuso - "Cholera!" ; "Do diabła" ; "K****" ; ogólnie przekleństwo

niedziela, 29 sierpnia 2010

Rozdział 1

Czarnowłosa dziewczynka przechadzała się pomiędzy licznymi, potężnymi drzewami, których korony przysłaniały niemal całe niebo, które z racji pory i tak już było ciemne. A to wszystko sprawiało, że okolica wydawała się straszna i dzika. Wyglądało na to, że dziewczynka jednak nie robiła sobie nic z tego i stąpała żywym, zwinnym krokiem po ściółce leśnej. Ubrana była jedynie w czarną koszulkę z krótkim rękawkiem, odsłaniającą jej blade obojczyki oraz w tego samego koloru co bluzka, spodnie i buty przypominające wyglądem z lekka glany. Włosy tego bladego dziecka falowały, potargane przez wiatr, a oczy bacznie rozglądały się po nieprzeniknionych ciemnościach. Było jej zimno, ale na to nic nie mogła poradzić, bo przecież na wędrówkę nic ze sobą nie wzięła... A mogła. Cóż to za nie przezorność z jej strony. Westchnęła na takie myśli i schowała zziębnięte łapki do kieszeni spodni. Od razu poczuła lekkie, przyjemne ciepło. Uśmiechnęła się zatem sama do siebie, a zauważywszy już nikłe światła wioski, zaczęła iść szybciej. W końcu znowu nie było jej parę dni. Rodzice przez to pewnie się wściekną na nią, jak zjawi się w domu. Nie pozwalali jej na takie wycieczki, martwili się. Ale ona chciała poznać lepiej świat i potrenować w samotności, znalazłszy wcześniej jakieś nauki lub wskazówki, dzięki, którym mogła to uczynić. Dziwnym się jednak wydaje, że nie ma jej w akademii. Ale i to można wytłumaczyć, bo teraz mieli kilka dni wolnego, a ona wykorzystała to i wyruszyła w upragnioną kolejną podróż.
Podczas swoich rozmyślań, zdążyła dojść do siedziby klanu Uchiha. Dopiero po pewnym czasie spostrzegła, że jest cicho... O wiele za cicho. Stała się czujniejsza, czując tą niezbyt przyjazną atmosferę. Czarne oczy dziewczynki spoglądały na napotykane budynki, a wreszcie na ziemię. Przestraszyła się nieco i kucnęła, przyglądając się znalezisku. Przed nią widniała mała, ciemna kałuża. Zamoczyła w niej palec i przyjrzała się substancji... Tak, to była z pewnością krew. Od teraz była już naprawdę niespokojna. Poszła po śladach krwi, a gdy dotarła do końca, w cieniu domu ujrzała dwa martwe ciała. Zbliżyła się, drżąc na całym ciele, byli to jej ciocia i wujek... Martwi. Nie potrafiła nawet zebrać jednej myśli, nie była w stanie. Zawiał mocniejszy wiatr z innego kierunku niż dotychczas. I przez to poczuła mocny zapach krwi. Odsunęła się o krok od ciał, jakby chciała przestać to czuć. Potem odsunęła się jeszcze o dwa kroki, aż w końcu podjęła bieg prosto w kierunku swojego domu. Czarne oczy czarnowłosej szkliły się od płaczu, ale bała się nawet płakać. Wszędzie czuła krew, specyficzny zapach dopiero co zabitych osób. Przerażenie całkowicie ogarnęło jej serce. W końcu zdołała dobiec do domu głowy klanu, do domu swoich rodziców. Stąpała cichutko po drewnianej podłodze przy oknie, na zewnątrz budynku. Kroki dziewczyny były bezszelestne, tak jakby nikogo nie było. Słychać było tylko jej podenerwowany oddech, ale starała się go powstrzymywać. Usłyszała hałasy w jednym z pomieszczeń. Zajrzała przez okno, ale tak, by nikt jej nie zauważył. To co zobaczyła wstrząsnęło nią jeszcze bardziej. Poczuła się, jakby wszystko w niej eksplodowało, a potem zniknęło, pozostawiając tylko rozpacz. Łzy same spłynęły po jej policzkach. Zacisnęła zęby.
Jej starszy brat stał właśnie nad martwymi ciałami Fugaku i Mikoto, taty i mamy, a w rogu stał Sasuke, mały chłopczyk o równie czarnych włosach i oczach, również płaczący i przestraszony. Itachi w pewnym momencie spojrzał się na młodszego brata. Ona nie widziała dokładnie co zrobił, ale młodszy braciszek krzyknął.
-NIE! - wydała z siebie z deka zduszony krzyk, rozwierając okno i próbując wskoczyć do środka, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Wysoki, długowłosy chłopak, usłyszawszy to, odwrócił się w jej kierunku, marszcząc przy tym brwi.
-Nii-san! (1) IIE! (2) Dlaczego to robisz?! - krzyknęła przez płacz. Ten tylko prychnął cicho i odwrócił się od nich, by wyjść z domu. Zatrzymując się jeszcze przy drzwiach na moment, powiedział:
-Zaopiekuj się Sasuke, Raven. - a po tych słowach odszedł tak szybko, że na pewno nikt nie byłby w stanie go znaleźć. Czarnowłosa wbiegła do domu i podeszła do swojego młodszego brata. Przytuliła go mocno, przeklinając w myślach tego starszego. Nie mogła uwierzyć w to co się stało. Musiała jakoś od uciec, inaczej nie będzie wstanie żyć. Ta wioska... Jeśli zostanie, to będzie złe dla jej psychiki. Ale nie mogła zostawić tak Sasuke. Jednak... Coś musiała zrobić. I po krótkim namyśle zadecydowała. Tak jak kiedyś nauczyła ją pewna osoba... Wyczyściła pamięć bratu, położyła go delikatnie na ziemi, był nieprzytomny. A sama wybiegła potem z domu i uciekła z wioski pod osłoną tej przerażającej nocy. Będąc już z powrotem w lesie, okalającym Konohę, obiecała na własny honor, że będzie chronić brata. Wiedziała, że jeśli ten będzie potrzebował pomocy, ona się o tym dowie. Ochroni go.
I tak uciekła z wioski, by rozpocząć swoją wędrówkę, która trwać ma bardzo, bardzo długo. Już nie będzie miała domu. Praktycznie już nikogo nie miała, jest teraz zdana sama na siebie.
Po kilku minutach biegu przestała widzieć już światła wioski...

(1) Nii-san - dopuszczalne też 'onii-san'. Starszy brat.
(2) Iie - Nie.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Prolog

Ciemne, ciężkie chmury okrywały z każdą chwilą coraz bardziej niebo. Ciemność... Ciemność... Ciemność... Tylko tak można było to określić, bo sklepienie nad głowami wszystkich robiło się niemal czarne. Z dala rozlegały się potężne grzmoty, których dźwięk rozchodził się zapewne po całym Kraju Ognia. Już dawno nie było takiej burzy. Nawet najstarsi żyjący w owym kraju takowej nie pamiętali, a niektórzy żyli już naprawdę długo na tym świecie. Tłumy ludzi powoli malały, gdyż każdy chciał wrócić do domu przed źle zapowiadającą się pogodą. Bo któż by chciał zmoknąć do suchej nitki? Wrzawy powoli cichły... Wyglądało to trochę jak tzw. 'cisza przed burzą'. Jednak...
Tylko w jednym domu nie ucichły podenerwowane głosy. A działo się to w siedzibie Klanu Uchiha. W jednym z domów, dokładnie w domu głowy klanu. W jednym z pomieszczeń z świec sączyło się jasne światło, pozwalające na dojrzenie wszystkiego. Z tegoż właśnie pomieszczenia rozlegały się krzyki jakiejś kobiety. Słychać było również głos jakiejś innej osoby, po barwie sądząc, była to również osoba płci pięknej.
-Przyj Mikoto! Przyj! - mówiła głośno.
A wszystko ustało dopiero po trudnej, niecałej godzinie...
* * *
Do pomieszczenia z impetem otwierając drzwi, wbiegł wysoki mężczyzna o dumnej postawie, ubrany w ciemny strój ninja oraz szarozieloną kamizelkę z licznymi kieszeniami i czerwonym znakiem wiru na plecach oraz ramionach. Miał nieco ciemną karnację, ale nie aż tak, czarne jak węgiel oczy i brązowe jak czekolada, średniej długości włosy, które były teraz przemoczone, tak jak całe jego ubranie.
-Mikoto! - podbiegł do żony i uklęknął obok wyczerpanej kobiety, trzymającej małe dzieciątko o niespotykanie jasnej skórze i delikatnej jak jedwab. Niemowlak miał drobne, króciutkie, czarne włoski po mamie. Spało teraz spokojnie w ramionach matki.
Niedaleko stała druga kobieta, zapewne jakiś medyk, lekarz.
-Gratulacje, ma pan zdrową córeczkę. - powiedziała. Ten natomiast nawet jej nie słuchał chyba, bo wpatrywał się szczęśliwy w malutkiego człowieczka. W tym czasie do pokoju przemknął także mały chłopczyk o również czarnych włosach oraz oczach, ale nie tak jasnej karnacji jak dopiero co narodzona dziewczynka.
-Ooo, nasz mały Itachi, chyba chce zobaczyć swoją siostrzyczkę. - powiedziała kobieta, patrząc na swojego synka z radosnym uśmiechem.

A burza powoli odchodziła gdzieś w kierunku Iwa Gakure...

O blogu słów parę~

Blog ten będzie opowiadał historię mojej wymyślonej postaci, jak mówi sam adres, postać owa nazywa się Raven Uchiha. Mam również innego bloga, w którym ona występuje, acz tamten jest pisane na podstawie komiksu, gdy tymczasem ten będzie szczegółowo skupiał się na mojej postaci.