czwartek, 7 lipca 2011

Rozdział 5

Nieprzenikniona ciemność pochłaniała całą okolicę. Każdy normalny człowiek o tej porze już dawno by spał spokojnie w swoim łożu. Jednak nie ta dwójka dzieci, one powinny być czujne. W lesie, w jednym z najgęściej porośniętych miejsc, gdzie żadne oko nie miałoby możliwości przebić się przez gęsto rosnące rośliny, znajdowały się dwie dziewczynki. Jedna o czarnych jak smoła włosach i niesamowicie bladej skórze, która w tej chwili leżała na ziemi pozbawiona przytomności, druga natomiast o brązowych, długich kosmykach, siedząca obok i wpatrująca się oczyma barwy młodej trawy w pogrążoną w spoczynku towarzyszkę. Jej twarz wyrażała wychodzące poza granice możliwości zmartwienie, obie znały się krótko, a już potrafiły wywołać między sobą takie uczucia jak niepokój, chęć pomocy i walki za życie drugiej. Czuwająca dziewczyna niedawno dopiero odzyskała przytomność, ale już za pierwszym spojrzeniem na czarnowłosą, wiedziała, iż nie jest z nią dobrze. Spostrzegła małą plamę krwi na ziemi, a także zakrwawione ubranie i usta tak wyraźnie czerwone. Wtedy bała się nawet ruszyć Raven, jednak zdecydowała się po namyśle ułożyć ją na plecach i spróbować jakimś sposobem zapobiec upływowi krwi z rany na brzuchu. Dziewczyna nie miała niczego odpowiedniego, czym mogłaby opatrzyć obrażenia, albowiem uprzytomniła sobie, że ma przecież swoje ubranie, co prawda całe mokre, ale musiało to wystarczyć... Przynajmniej na razie. Tak więc ściągnęła z siebie swoją koszulkę i lekko rozdzierając owinęła wokół pasa leżącej na ziemi krótkowłosej, po czym związała, tak aby nie cisnęło za mocno, ale też by był odpowiedni zacisk. Odetchnęła i aż do tej chwili siedziała, obserwując koleżankę, która w dalszym ciągu nie odzyskiwała przytomności.
Mijała godzina za godziną i... nic.
Raven otworzyła oczy i gwałtownym ruchem usiadła na ziemi, ale zaraz potem opadła z powrotem na podłoże i zwinęła się, leżąc na boku i przytrzymując swój brzuch. Przeklęła, jęcząc cicho z bólu i zaciskając mocno zęby. Kayoko tymczasem aż podskoczyła lekko, kiedy czarnowłosa tak nagle się poruszyła, zaraz jednak opamiętała się i przybliżyła do dziewczyny, zauważając, że ta okropnie pluje krwią. Jeśli ktoś doskonale zapamiętał jej bladą twarz i dziwował się takiej, to teraz byłby przerażony wręcz i nie mógłby dowierzać, że można być tak białym. Raven straciła bardzo dużo krwi, to właśnie zadecydowało o jej niespotykanej jasności cery i ogólnym osłabieniu. Wypluła resztkę krwi, a potem nie ruszała się przez chwilę, trwając w skuleniu. Czuła ból, tam gdzie otrzymała cios pazurami mężczyzny, który je zaatakował, dlatego też starała się uspokoić i jakoś opanować to uczucie. Nad sobą usłyszała czyiś cichy, zmartwiony głos, a na swoim ramieniu poczuła ciepłą dłoń... Nie otworzyła oczu, nadal skupiając się na odegnaniu bólu.
– Raven... Wszystko w porządku? Jak się czujesz? – to właśnie powiedziała Kayoko. Ale jakże mogłoby być coś w porządku, skoro nie miała sił, a rana się nie zasklepiła dostatecznie dobrze, by miała możliwość poruszania się. Dopiero po jakiejś chwili uchyliła powieki i zwróciła wzrok swych czarnych oczu ku postaci dziewczyny, która patrzała się zaniepokojonym i pytającym wzrokiem.
– Boli... – powiedziała tylko i wypuściła niezbyt spokojnie powietrze z ust. Właśnie spostrzegła, że towarzyszka nie ma koszulki. – Gdzie... – ale nie dokończyła, ponieważ poczuła wyraźnie dłonią materiał owinięty wokół brzucha. Zmarszczyła lekko brwi, ale zaraz się trochę rozluźniła. Już tak nie bolało, przyzwyczaiła się, acz wolała nie ryzykować podniesienia się chociażby do pozycji siedzącej.
– Dałabyś radę iść? – powiedziawszy to jednak skarciła się w myślach za to pytanie, w końcu mogła się trochę zastanowić, doskonale widziała, że towarzyszka nie jest w dobrym stanie. O dziwo Raven odpowiedziała na jej słowa.
– Chyba... Mogę spróbować. – rzekłszy to, przymknęła na moment oczy. Nie chciała ich opóźniać, poza tym niebezpiecznie byłoby trwać w jednym miejscu, bo tamten mężczyzna może w każdej chwili je znaleźć, pominęła fakt, że był uwięziony, bo stwierdziła, że już dawno się uwolnił. Unieruchomiła go za pomocą zwykłych kunai i zostawiła do przypilnowania i opóźnienia swoje klony. Dziwne zdawało jej się to, że nie poczuła zniszczenia klonów, możliwe, że to przez to, iż była nieprzytomna przez jakiś czas. Czarnooka wydała z siebie ciche westchnięcie i znów otworzyła oczy, które spoglądały ku Kayoko.
– Przepłynęłyśmy przez rzekę, prawda? – spytała siedząca przy niej dziewczyna.
– Tak... Jesteśmy po jej drugiej stronie. – odparła cichym głosem Raven.
– Yhm... To chyba jesteśmy bliżej następnego miasta. Często odwiedzałam to miasto z rodzicami, to nie jest jakaś mała osada, tylko duże miasto. Tam byłybyśmy bezpieczne. – oznajmiła dziewczyna, patrząc na twarz czarnowłosej, ciekawa jej reakcji na tą wiadomość.
– Ale... Jak to „Jesteśmy bliżej”? – spytała się, trochę nie rozumiejąc o co chodzi Kayoko... Widocznie osłabienie wpłynęło na jej analizę faktów.
– Gdybyśmy dalej szły drogą, nie zmieniając kierunku, doszłybyśmy do mostu, a przeszedłszy przez most znalazłybyśmy się na drugiej stronie i dopiero wtedy udałybyśmy się w przeciwnym kierunku. Nie pytaj, dlaczego nie zrobili mostu bliżej. Pewnie dlatego, że tam jest środek pomiędzy wszystkimi większymi osadami w okolicy. – Kayoko lekko się uśmiechnęła, chociaż nie za bardzo była na to dobra chwila.
– Więc chodźmy. – mruknęła tylko, zrozumiawszy wyjaśnienia towarzyszki i zaczęła próbować wstać na nogi, cały czas podczas ruchów trzymała się za brzuch, a na jej twarzy gościł grymas bólu. W pewnym momencie Kayoko złapała ją za jedną rękę, podejmując próbę zatrzymania jej czynności.
– Cz-Czekaj! Nie możesz tak się przemęczać! – pisnęła w jej kierunku. Ona jednak stanęła na nogach i wyrwała rękę z uścisku dziewczyny po czym otarła krew z ust. Widać było po Raven, że długo tak nie wytrzyma, co można było również wywnioskować z tego, że zaraz oparła się o pobliskie drzewo, aby zachować równowagę. Kayoko wstała migiem i podtrzymała czarnowłosą.
– Nie możesz tak iść! – krzyknęła na nią swym dziecięcym głosem, patrząc w jej oczy z determinacją w swoich własnych. Ona patrzała się tylko na nią, sprawiając, że ta chwila była głęboko milcząca. Brązowowłosa stopniowo ulegała tej ciszy i spokojnemu spojrzeniu Raven, w którym widziała jednocześnie ból spowodowany raną. Zagryzła dolną wargę i westchnęła po chwili:
– No dobrze, idziemy, ale będę ci pomagać. – rzuciła i oparła ją sobie o ramię, tak by mogły w miarę wygodnie się poruszać i by towarzyszka mogła oprzeć na niej trochę swego ciężaru. Tak też zaczęły iść w kierunku przeciwnym do rzeki, aby wydostać się z leśnego gąszczu na drogę, która szła prostopadle do strony w którą szły, a przynajmniej tak powinna iść, jeśli nic nie pomyliły w ustalaniu położenia.
Wkrótce dotarły na drogę wiodącą teraz wprost do miasta. Kayoko uśmiechnęła się zadowolona z siebie i poprowadziła towarzyszkę, nadal trzymając ją pod ramię. Nie myślała teraz o zimnie, chciała jedynie dojść do pobliskiego miasta, tam jakoś załatwi sobie coś do założenia. Raven spoglądała to na nią to na drogę przed nimi. Jeszcze trochę im zostało, zapewne z kilka kilometrów, a wiedziała to stąd, że jej wzrok sięgał dalej, niż oczy normalnego człowieka. Mogła widzieć widoki w dali, nawet jeśli było ciemno. Aczkolwiek nie jest to jakaś nadzwyczajna ostrość wzroku, po prostu widzi na dalszą odległość.
Wędrowały już kilka godzin, bardzo długo, ale to oczywistość, wiadomym było, że nie mogły się szybko poruszać, a poza tym robiły sobie dość często przerwy na odpoczynek. Zaczynało powoli już świtać i obie mogły już widzieć dość dobrze zabudowania na horyzoncie drogi. Musiały coraz częściej robić postoje, Raven nie wyglądała dobrze, a i coraz ociężalej się poruszała przez wyczerpanie.
Po kolejnych piętnastu minutach Kayoko nagle się zatrzymała i spojrzała się na bladą twarz Raven, tak białą, tak nieskazitelną, ale na której widać było osłabienie.
– Wyglądasz coraz gorzej... – stwierdziła w swym zmartwieniu, nie wiedząc jak jeszcze może pomóc towarzyszce. Gdyby tylko potrafiła leczyć jak ninja medycy, z pewnością mogłaby poświęcić nawet całą swoją energię na uzdrowienie Raven.
– Naprawdę..? Czuję się w miarę dobrze. – skłamała, mimo iż wiedziała, że zielonooka i tak jej nie uwierzy. Było tak jak mówiła – wyglądała coraz gorzej – i tak też się czuła. Szkoda, że nie miała sił, aby uleczyć się swoją chakrą, wtedy jeszcze by jakoś mogła zaradzić ubytkowi energii. Kayoko poprawiła sposób, w jaki podtrzymywała Raven, aby ta mogła się bardziej na niej oprzeć.
– Ej, nie oszukuj mnie, przecież doskonale widzę co się z tobą dzieje. – powiedziała brązowowłosa dziewczyna, marszcząc przy tym tego samego koloru brwi. Czarnooka nic nie odpowiedziała, jedynie westchnęła ciężko i głęboko, spoglądając cały czas w dal. W pewnym momencie coś poruszyło się gdzieś za nimi. Obie zwróciły spojrzały się przez ramię, aby przekonać się co to było.
– Słyszałaś? – pisnęła wystraszona Kayoko. Czarnowłosa przytaknęła, kiwając głową. Już się domyślała cóż to mogło być. Czuła zapach, dość znajomy zapach. Zerknęła na dziewczynę, która ją podtrzymywała.
– Myślisz, że to on? – szepnęła cichym, nerwowym głosem, spoglądając to na nią, to za siebie. Dziewczyna ponownie przytaknęła. Nie miało sensu podjęcie dalszej wędrówki, jeśli to był tamten mężczyzna, to i tak nie zdołałyby uciec. Szybkim, niespodziewanym ruchem odepchnęła mocno brązowowłosą, po czym sama także odchyliła się w bok, aby uniknąć ciosu, na nic więcej nie było jej stać w takim stanie, zaraz też nogi się pod nią ugięły z osłabienia i tym samym odsłoniła się na drugi, wyprowadzony w jej stronę cios, przez który całkowicie upadła na ziemię. Zacisnęła mocno powieki, po czym je rozwarła i spojrzała się przed siebie. Strasznie bolała ją głowa, a tymczasem musiała jakoś zadziałać, bo mężczyzna zostawiwszy ją w spokoju, myśląc, że straciła przytomność, szedł w kierunku cofającej się do tyłu Kayoko. Raven zacisnęła mocno zęby i pół leżąc na ziemi, wyciągnęła z pakunku shurikena, w którym skupiła chakrę, tyle ile mogła, będąc tak osłabioną, a następnie rzuciła w kierunku napastnika. Ostrza broni nie przebiły na wylot nogi, jak zamierzała, nazbyt widok rozmazywał jej się przed oczyma, aby mogła precyzyjnie wycelować. Shuriken jedynie zadrasnął skórę mężczyzny na jakieś trzy centymetry. Wampir odwrócił się w jej stronę, a już chwilę potem był przy niej i przycisnął butem jej rękę w nadgarstku do ziemi. Ona spojrzała się na niego wilkiem, jakby miała go zamiar zaraz rozszarpać na strzępki. Wampir zaśmiał się szyderczo, ukazując swe wydłużone kły i chwyciwszy za koszulkę, podniósł do góry. Raven nie skupiała wzroku na nim, spoglądała na towarzyszkę i krzyknęła:
– Biegnij! – Kayoko jednak nie ruszała się z miejsca, nie wiedząc co zrobić. Z jednej nie chciała zostawiać dziewczyny w rękach tego mężczyzny, ale jej bardziej strachliwa strona mówiła, aby uciekała jeśli może. Raven widząc ten brak zdecydowania, wrzasnęła jeszcze raz, tym razem ostrzej:
– Wiej! BIEGNIJ DO CHOLERY! – a widząc, jak jej ton poskutkował, zwróciła się twarzą do wroga ze zmarszczonymi brwiami.
– Ohohoo! Bohaterka się znalazła! Ale muszę cię zawieść mała suko, zaraz jak cię zabiję, to zajmę się twoją przyjaciółeczką. – powiedział jasnooki wampir i rzucił dziewczyną o pobliskie drzewo. Mógł się na razie pobawić. Nawet jeśli dziewczyna zniknie mu z oczu, to dogoni ją w jednej chwili. A pragnął się zemścić na dziewczynce i nie darowałby sobie tego, gdyby teraz tego nie zrobił, w końcu ta okryła go hańbą po części pokonując i uciekając z tą drugą. Jęknęła cicho i podpierając się ręką, uniosła lekko w górę. Musiała jak najdłużej wytrzymać, żeby dać czas uciekającej Kayoko. Bezsensu by było, gdyby miały ucierpieć obie, bo tylko ona nie miała możliwości biegu. Jej towarzyszka mogła jakoś spróbować się uratować.
Krzyknęła, kiedy mężczyzna nacisnął nogą na okolice jej zranionego brzucha, stopniowo powiększając nacisk. Od razu do ust napłynęła jej krew, którą zaczęła wypluwać na ziemię. Miała nadzieję, że Kayoko tego nie słyszała. Ale była to złudna nadzieja, bo brązowowłosa usłyszała to dobrze i dlatego przyspieszyła biegu, chociaż też nie była w pełni sił, nic nie jadły od ostatniego posiłku. Zagryzła wargę i poruszała się pewnie dalej, może dobiegnie do miasta i sprowadzi pomoc? Tak sobie myślała i to dodało jej sił do dalszego i szybszego biegu.
Raven w tym czasie, nie chcąc dawać się tak maltretować bez jakiegokolwiek odwdzięczenia się, jedną ręką szybko wyciągnęła stalową, zatrutą igłę i wbiła w stopę mężczyzny, której nacisk zwiększał się na jej brzuchu. Napastnik zareagował na tą czynność, kopnięciem w okolice żeber. Dziewczyna aż poturlała się po ziemi i zatrzymała po kilku sekundach, trzymając się gdzieś w okolicy płuc. Patrzała jak wampir wyciąga wbitą przez nią igłę i trwa przez moment w bezruchu. Regenerował się, nie chciał bowiem aby coś mu przeszkadzało. Spojrzał się potem na czarnooką z dzikim spojrzeniem, w którym widać było błysk chęci mordu. Przełknęła głośno ślinę, razem z krwią i skrzywiła się lekko z bólu. Cokolwiek z nią teraz zrobi, musi wytrzymać jak najdłużej. Nie dbała o wstawanie, nie było w tym żadnego sensu, zanim by wstała, mężczyzna już byłby przy niej. Nie opłacało się jej tracić sił na zbędne czynności. Kiedy będzie blisko, ona jakoś postara się o jego zranienie. Czuła, że dzięki temu, wampir skupi się na niej i przez jakiś czas zapomni o Kayoko.
Tymczasem Kayoko nadal biegła wzdłuż drogi, dzięki adrenalinie mogła naprawdę szybko się poruszać, ale stopniowo traciła siły. Dziewczyna słyszała tylko swój głośny oddech. Czuła, że jeszcze trochę i padnie ze zmęczenia, a jak już to się stanie, nie będzie mogła poruszyć nawet palcem. Nie oglądała się za siebie, nie było dobrym rozwiązaniem zawracanie sobie głowy innymi sprawami niż najważniejszy cel – dobiec do miasta...
Po kilku minutach jej ciało upadło gwałtownie na ziemię. Skóra zdarła się jej na nagim brzuchu, przedramionach i kolanach. Uniosła lekko głowę, leżała w wejściu otwartej bramy. Zdziwieni strażnicy podeszli do niej. Ciężkie kroki uderzały o ziemię. Widziała błysk tarcz.
– Pomóżcie... Na drodze... Szybko... – wydukała i straciła przytomność. Jeden ze strażników pilnujących bramy wziął dziewczynkę na ręce i zniknął gdzieś w pomieszczeniu, gdzie mogli odpoczywać po zmianie. Na razie to musiało wystarczyć, ułożył ją na jednym z łóżek, obudził dwóch śpiących kolegów po fachu, którzy niedawno skończyli swoją wartę.
– Ty. – wskazał na pierwszego. – Leć do głównodowodzącego i powiedz, żeby wysłał kilku ludzi poza miasto na trakt odchodzący z południowej bramy. Trochę zaspany, kiwnął głową i wybiegł z pomieszczenia. Tamten drugi przyglądał się dziewczynie, będąc w lepszym stanie niż towarzysz.
– A ty udaj się do medyka i sprowadź go tutaj do tego dziecka. – wydał polecenie. Mógł tak uczynić, pracował więcej lat. Ci byli w porównaniu z nim początkującymi. Drugi po chwili również wybiegł, a strażnik spokojnie z pozoru wyszedł i wrócił do pilnowania bramy. Był pewny, że zaraz do dziewczynki zajdzie medyk. Westchnął. Stojąc już na stanowisku, zaczął się zastanawiać, co takiego mogło się stać. Czyżby znów bandyci i rabusie, którzy ostatnio byli utrapieniem tej okolicy? Kupcy musieli ostatnio wynajmować o wiele więcej ochroniarzy niż przedtem z tego powodu. Jednak dziewczyna nie uciekłaby, gdyby napastników było kilku, a wyglądała na nieźle wystraszoną i musiała bardzo długo biec. Można by sądzić, że gonił ją sam diabeł. Strażnik zerknął na swojego towarzysza, który bacznie mu się przyglądał.
– Nie powinieneś nawet na chwilę opuszczać posterunku. – stwierdził tamten, a on wzruszył ramionami. W przeciwieństwie do niego miał rodzinę, dzieci, nie mógł też patrzeć na czyjąś krzywdę.
– Sądzę, że uczyniłbyś podobnie, jeśli zamiast mnie byłby ktoś inny. – odpowiedział tymi słowy i zerknął na właśnie wychodzącą grupę ludzi. Byli to ci wysłani przez głównodowodzącego.
Oddalali się szybko, idąc wzdłuż drogi...

czwartek, 6 stycznia 2011

Rozdział 4

Było pełno drzew wokół, jednakże tym razem nie czuła się jakby była na odludziu, a to zapewne dlatego, iż szła drogą, prowadzącą przez las. Dzięki temu odczuwała swego rodzaju lekką pewność... Że się nie zgubi? A może, że dojdzie w końcu do jakiejś innej miejscowości. Prawdę mówiąc nie wiedziała, czy chce być wśród ludzi, czy jednak nie. Z jednej strony nie chciała pytań, nie chciała wspominać któregokolwiek elementu z przeszłości – z dawniejszej jak i bardzo bliskiej, z drugiej jednak pragnęła gdzieś pozostać na chociaż chwilkę i porządnie odpocząć. Od razu spostrzegła, że teraz to wszystko ją męczy, a jeszcze tak długo nie była na chodzie. Gdy wędrowała jak jeszcze miała rodzinę, to mogła rysować stopami mila za milą... A teraz? Miała wrażenie, że zaraz padnie. Prawdopodobnie było tak, dlatego iż wtedy miała dom, do którego mogła wrócić, w tej chwili już go nie posiadała. Żadnej rodziny... No oprócz oczywiście dwóch braci, z których jeden to morderca i zdrajca klanu, a drugi jest młody i został w wiosce i nawet nie pamięta, że ma siostrę.
Idąc tak, cały czas się gnębiła w myślach za wyczyszczenie pamięci Sasuke. Jej rączka powędrowała w kierunku głowy i lekko zacisnęła się na kosmykach czarnych włosów. „Do cholery, czemu to zrobiłam?!” pomyślała, zaciskając zęby. Najwyraźniej miała wszystkiego już dość. No i na dodatek właśnie zaczął padać deszcz. Gęste krople skapywały z nieba niczym łzy z policzka, jakby zastępowały teraz jej własne, bo nie chciało jej się płakać, przynajmniej na razie, a co będzie później, nie wiadomo. Może wraz z późną porą – tak, tak w tej chwili był już ranek, następny dzień – wróci jej zły humor i ponure myśli. Starała się skupiać jedynie na drodze przed sobą, aczkolwiek było to niesłychanie trudne. Jej myśli ciągle kłębiły się wokół skompresowanej chmury myśli o tym co się stało z jej rodziną. Tak jakby jej myśli to był biegun ujemny magnesu, a przyciągające myśli miały przeciwny biegun. Niestety.
Wiedziała, że jeszcze długa wędrówka przed nią, ale już czuła ogarniające całe ciało zmęczenie. Nie tylko to jej przeszkadzało, cała była przemoczona – od stóp do głowy. Czarna, niemiłosiernie zmoczona koszulka, przyklejała się do jej drobnego ciała i podobnie spodnie. Jedynie buty jeszcze nie przesiąkły, w końcu były porządnie skonstruowane. Również włosy lepiły się do jej skóry. Że też musiało tak lać, wyglądała jakby wpadła do jakiegoś jeziora, a to zwykły deszcz ją zmoczył. Czarnowłosa westchnęła ciężko i podniosła wzrok z ziemi, przenosząc go na drogę przed sobą. I właśnie wtedy ujrzała pierwsze zabudowania kolejnej osady. Nie widziała ażeby ktoś się tam kręcił, myślała, że to spowodowane było pogodą... Myliła się jednak, ale o tym dowiedziała się, kiedy dotarła do tejże małej wioski...
Widziała gorsze widoki, ale ten był równie zły jak tamte. A cóż tam ujrzała swymi czarnymi oczkami? Cała osada była opustoszała, na ziemi gdzieniegdzie można było dostrzec plamy krwi, wydawały się jej jednak dość stare, gdy podeszła do jednej z nich i oglądnęła. Zaraz jednak powstała na nogi i zaczęła iść ponownie przed siebie, rozglądając się uważnie dookoła. Ta cisza i pustka ją niepokoiły, przeczucie mówiło jej, że coś niedobrego się tutaj stało – zupełnie jak tamtej nocy, kiedy wymordowany został klan Uchiha. Chyba była już na głównej ulicy, gdzie musiał być kiedyś dość duży ruch, bo droga była mocno wydeptana, zarówno przez ludzi, jak i koła wozów. Jednak sklepy mieszczące się tutaj również były puste jak wydmuszka. Weszła do jednego z nich, meble były porozrzucane po całym pomieszczeniu. Musiała być niezła rozróba w całej wiosce, domyślała się, że wszędzie tak było. Wyszła migiem z budynku w swym niepokoju i ruszyła dalej, nie mając niczego innego do wyboru. Czuła śmierć, czyżby wszyscy tutaj zginęli? Ale kto mógł uczynić taką zbrodnię? Ta wioska na pewno nie miała nic wspólnego z ninja, a żadni bandyci się tutaj nie kręcili. To wiedziała na pewno. Może nie odczuwała strachu, ale trochę się przestraszyła kiedy usłyszała tak nagle jakiś dziwny dźwięk. Wtedy zatrzymała się gwałtownie i rozejrzała z uwagą dookoła. Po chwili znowu to usłyszała i gdy wsłuchała się uważniej, stwierdziła, że to cichutki szloch jakiegoś innego dziecka. Trochę się zdziwiła, bo skąd się mogło wziąć, skoro nikogo już nie było? Może jednak ktoś je ukrył i zostało oszczędzone? Cóż... Nie zastanawiała się nad tym długo, ponieważ zaraz ruszyła w kierunku, z którego nadchodziło cichy płacz. Dotarła do jakiejś beczki, stojącej tuż obok ściany jednego z budynków. Uniosła delikatnie brew do góry w zdziwieniu. Zbliżyła się bardziej do drewnianej beczki i nachyliła się nad wiekiem, które powoli i zgrabnie zsunęła, a które ukazało po chwili widok skulonego, brązowowłosego dziecka, które wtulało głowę w swoje kolana, wokół których oplecione miało ręce. Kiedy dziecko siedziało w tej pozycji nie mogła ocenić czy to dziewczyna, czy chłopak, czy było starsze, czy jednak młodsze. Widocznie nie spostrzegło ono jeszcze odnalezienia jego kryjówki.
– Hej... – mruknęła cicho czarnowłosa, patrząc na postać w beczce. Dziecko w strachu uniosło głowę do góry i przyszpiliło się plecami mocno do ściany beczki, bojąc się zapewne jakiegoś napastnika. Po chwili jednak uprzytomniło sobie, że widzi zwykłą, czarnowłosą dziewczynkę o bladej cerze. A Raven, gdy postać się poruszyła, ujrzała słodką, choć zapłakaną twarzyczkę małej, zielonookiej dziewczynki. Spróbowała się uśmiechnąć, ale pewnie niezbyt jej to wyszło, nigdy nie umiała się uśmiechać, kiedy naprawdę nie miała na to ochoty. Miała wiele pytań do zadania, ale nie wiedziała które najpierw zadać. Chciała spytać co tutaj robi, ale wydawało się jej to bezsensowne, bo wiedziała, że na pewno się ukrywa. W pytaniu wyprzedziła ją dziewczynka.
– K-Kim jesteś? – spytała brązowowłosa, wlepiając swój szklisty wzrok w czarnowłosą. Wyraźnie nie miała zamiaru wychodzić z beczki. Raven przez moment nie odpowiadała, lustrując swymi czarnymi oczyma dokładnie postać. Po chwili jednak odpowiedziała:
– Nazywam się Raven... Co tutaj się stało? – przedstawiła się i zapytała, zaraz jednak dodała jeszcze: A ty jak się nazywasz?
– Jestem Kayoko... – podała swoje imię, nie odrywając swych zielonych oczu od dziewczyny. Nie odpowiedziała jeszcze na pierwsze pytanie czarnowłosej. Nie chciała wspominać tego co tu się działo. Ale to na pewno pozostanie w jej pamięci do końca życia. - Są tutaj jeszcze? - spytała tak cicho, że niemal niesłyszalnie, ale Raven dobrze to słyszała.
– Kto? – nie miała pojęcia o co dziewczynie chodzi. Ale wiedziała, że brązowowłosa wie co się stało i kto to uczynił.
– Oni... – mruknęła szeptem zielonooka.
– Nie rozumiem. – odparła Raven, przyglądając się uważnie Kayoko. Czemu nie powie tego jasno? Byłoby o wiele łatwiej.
– Nic już... Nic... Mogę już wyjść? – spytała dziewczyna, spoglądając z jeszcze lekkim strachem na czarnowłosą. Skoro jest tutaj ktoś obcy, to znaczy, że napastnicy już musieli się oddalić. To znaczy, że chyba już jest bezpiecznie. Mama mówiła jej, żeby nie wychodziła, dopóki wszystko nie ucichnie, ale w razie czego przesiedziała w beczce jeszcze kilka dni... Tak w razie czego, nigdy nic nie wiadomo. Teraz była bardzo głodna.
– Nikt ci chyba nie broni... – powiedziała cicho Raven. Zamierzając pomóc jej wyjść, wyciągnęła rękę w stronę Kayoko. – Wychodzisz? - spytała. Tamta kiwnęła tylko lekko, twierdząco głową i podniosła się lekko, chwytając bladą rękę nieznajomej. Stała już w beczce, teraz pozostało już tylko z niej wyjść, chociaż to mogło być z deka trudnością dla jej wygłodniałego ciała. Czarnooka widząc to i nie mogąc jej tak pozostawić, oplotła wokół jej ciała ręce i podniosła ją, a następnie wyciągnęła. Sama nie miała zbytnio sił, więc przy wyciąganiu obie się wywaliły na ziemię. Raven westchnęła cicho i jęknęła. Chyba stłukła sobie tyłek, za to Kayoko miała miękkie lądowanie, bo wylądowała wprost na niej. Zielonooka podparła się rękoma i podniosła delikatnie, a następnie wstała na nogi, nie chcąc obciążać czarnowłosej, która wstała zaraz po niej, z lekka masując sobie obolały tyłek. Mrucząc coś jednocześnie pod nosem.
– Czemu jesteś sama? – spytała nagle brązowowłosa, patrząc na przemoczoną dziewczynę. Sama pewnie też zaraz będzie mokra, bo jeszcze lało. Raven raczej nie chciała odpowiadać z prawdą na to pytanie, więc odpowiedziała kłamstwem:
– Jestem na wycieczce i zgubiłam swoją grupę.
– Acha... Ta jasne, a ja jestem córką Hokage. – mruknęła brązowowłosa, krzyżując ręce na piersi i wpatrując się nadal w dziewczynę, wyraźnie oczekując odpowiedzi zgodnej z prawdą.
– W takim razie nie ważne. – odparła czarnowłosa i westchnęła. Chciała jeszcze raz zapytać co się tutaj stało, ale raczej dziewczynie nie chciało się o tym mówić, widziała to z jej miny, a poza tym wyglądała na zmęczoną.
– Ym... Masz coś do jedzenia? – zielonooka zadała kolejne pytanie. Była bardzo głodna, w końcu siedziała w ukryciu z kilka dni i nic nie jadła, jedynie mogła trochę się napić deszczówki, która skapywała przez otwór w wieku beczki.
– Gomen...(1) Nic nie mam. Ale może coś znajdziemy w tych budynkach. – oznajmiła Raven i zaczęła iść w bliżej nieokreślonym kierunku, przynajmniej dla dziewczyny, bo sama wiedziała dokąd zmierza, a szła w stronę konkretnego budynku, który wydawał się jej najmniej naruszony przez napastników. Dziewczynka ruszyła szybko za nią, nie chcąc zostać samą w tym miejscu. Zupełnie by się pogubiła i pewnie nie przeżyła kilku dni, bo nie miałaby odwagi przejść przez drogę w lesie, a nikt na pewno by tutaj nie przyjechał, bo i tak nie było po coś przyjeżdżać, ludzie już raczej wiedzieli, wiadomości w okolicy roznosiły się bardzo szybko.
Po jakichś dwóch minutach doszły do owego domu. Drzwi okazały się być zamknięte, ale ono było wybite. Zatem Raven zbliżyła się do rozbitego okna, wyjęła kunai i zaczęła ostukiwać szkło, aby wybić do końca okno, nie chciała przypadkiem się zranić, dlatego była taka ostrożna. Gdy już skończyła wskoczyła przez nie do środka. Tutaj również było pusto, ale nie panował tutaj harmider jak w innych budynkach. „Dziwne” pomyślała sobie i przypomniała sobie o dziewczynie, więc momentalnie dobiegła do drzwi i otworzyła je od środka, aby Kayoko mogła wejść i z nią poszukać czegoś do jedzenia. Szczęśliwym trafem znalazły bochenek chleba. Nie był zbyt duży, a już na pewno nie był świeży, ale chociaż trochę mógł zaspokoić głód dziewczyny. Czarnowłosa podała go towarzyszce, a ta przez chwilę przyglądała mu się, a potem spojrzała się na Raven.
– A ty nie jesteś głodna? – spytała nagle. Zbiła ją tym z tropu. Spodziewała się, że dziewczyna wszamie jedzenie na poczekaniu, a tu nagle takie pytanie. Mimo że była głodna, odmówiła.
– Nie marudź, tylko jedz. – dodała i zwróciła się w kierunku drzwi, chcąc iść w tamtą stronę. Zielonooka powstrzymała ją jednak, szybkim ruchem jednej ręki, łapiąc jej bladą dłoń. Zaczęła się wpatrywać w nią intensywnie, jakby chciała pokonać ją w walce na wzrok. W końcu oderwała pół bochenka i wręczyła czarnookiej i powtórzyła jej własną wypowiedź.
– Nie marudź, tylko jedz. – i zaczęła iść wcinając swoją połowę. Raven natomiast przez chwilę w milczeniu patrzała na oddalającą się brązowowłosą, potem ruszyła za nią, wpierw lekko wywracając oczyma, zaczęła zajadać się chlebem. Może i nie była to krew... Tak jak kiedyś, gdy znalazła swego przyjaciela, ale było smaczne i dodało jej trochę siły. Po kilku sekundach zrównała krok z krokiem dziewczyny. Usiadły na schodach, prowadzących do drzwi domu. Tam kończyły jeść. Brązowowłosa zjadła szybciej, ale widocznie była jeszcze głodna, bo zaburczało jej w brzuchu. Zarumieniła się delikatnie, wcale nie chciała tego okazywać. Wcale! Czarnooka słysząc to, dała jej kawałek chleba, który jej pozostał. W przeciwieństwie do dziewczyny, ona nie mogła umrzeć z głodu, przynajmniej kiedyś kobieta, która jest jej prababką „w wielkim skrócie” – jak sama kiedyś tak siebie określiła - tak powiedziała. Zielonooka spojrzała się na chleb w swojej ręce, a potem wpatrzyła się w czarnowłosą.
– Nie chcę, jest twój. – rzekła po chwili swym charakterystycznym, dziecięcym głosem, ale poważnym.
– Jedz. Jesteś głodna, nie? – odparła i lekko się uśmiechnęła, teraz skuliła się lekko z zimna, w końcu była cała mokra od deszczu, na szczęście już nie padało. Może potem po drodze wysuszy swoje ciuchy. W mgnieniu oka kawałek chleba został zjedzony przez Kayoko, chyba czuła się już lepiej, bo Raven nie widziała żadnych oznak złego samopoczucia. Chwilę w milczeniu siedziały jeszcze, ale czarnowłosa podniosła się na nogi i zeskoczyła po schodkach na sam dół w całkowitym milczeniu. Brązowowłosa obserwowała jej poczynania swymi dużymi, zielonymi niczym trawa oczyma.
– Dokąd idziesz? – spytała.
– Nie wiem. – odpowiedziała cicho. Mówiła jednak prawdę, bo nie wiedziała gdzie ma iść, gdzie ma pozostać, nie posiadała nic... zupełnie nic. Ale wiedziała, że będzie szła dalej drogą przez las. Innego wyjścia raczej nie miała, no może mogłaby iść samym lasem, ale jakoś się jej nie chciało. Tylko pytanie dlaczego? Czyży podświadomie chciała jakiejś pomocy? Chociaż o tym nie wiedziała? Zagadkowe zjawisko...
– Mogę iść z tobą? – dziewczyna zadała kolejne pytanie.
– Możesz... Chyba nie chcesz zostać tutaj sama? – Raven spojrzała się na nią, a tamta już schodziła do niej i stanęła obok. Dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że są niemalże równego wzrostu, gdyby się bliżej przyjrzeć to czarnowłosa była zdecydowanie trochę wyższa niż brązowowłosa.
– Więc chodźmy. – powiedziała cichutko dziewczyna i delikatnie się uśmiechnęła. Już nie czuła się sama, tak jak podczas siedzenia w ukryciu. Czarnooka kiwnęła głową i wkrótce zaczęły iść przed siebie, w stronę głównej drogi, aby potem iść jej śladem przez las.
Ich wędrówka naprawdę długo się ciągnęła. Dopiero pod wieczór postanowiły odpocząć, albo raczej Raven postanowiła, bo to ona prowadziła, Kayoko już dawno narzekała na zmęczenie, jednak zgodziła się na odpoczynek dopiero teraz. Znalazły sobie w miarę dobrą kryjówkę, która była wstanie uchronić je od kapryśnej pogody i nieproszonych osobników. A było to w pniu ogromnego drzewa, coś musiało spowodować to, że w drewnie został utworzony ten otwór. Może jakaś walka albo coś w tym stylu. Nie zastanawiały się jednak nad tym, wolały się radować ze znalezionego schronienia. Czarnowłosa zbliżyła się do środka kryjówki i zaczęła wykonywać pieczęcie, aby na końcu powiedzieć:
– Katon: Karyuu Endan. – a potem wzięła głęboki wdech, by po chwili wypuścić go w formie gorącego ognia, który podpalił zebrane i osuszone wcześniej gałęzi. Tak stworzyła im ognisko, które dało im ciepło, ale miało ono też posłużyć do wysuszenia ich ubrań, obie były mocno przemoczone. Raven skonstruowała również coś w rodzaju linki na pranie, która zbudowana była z dwóch długich gałęzi wbitych w ziemię po przeciwnych stronach ogniska, na samych ich czubkach przywiązała końce linki, na której miały powiesić swoje mokre ubrania. Tak było to zbudowane, żeby płomienie nie mogły sięgnąć materiału. Po ukończeniu tychże prac, czarnooka zaczęła powoli ściągać z siebie przemoczone ubrania. Najpierw buty, które ułożyła na ziemi, potem przyszła kolej na czarne spodnie i koszulkę, które następnie powiesiła na lince. Teraz była tylko w swojej również czarnej bieliźnie zakrywającej intymne miejsca i małe piersi. Potem usiadła pod ścianą i podkuliła nogi do siebie, które oplotła rękoma. Na kolanach oparła podbródek i w zamyśleniu zaczęła się wpatrywać w tańczące płomienie, które odbijały się w jej czarnych oczach. Podobnie uczyniła jej towarzyszka, najpierw powiesiła przemoczone ciuchy, a potem usiadła niedaleko dziewczyny, ale nie przy samej ścianie, a trochę naprzeciwko. Wpatrywała się w nią jak zaczarowana.
– Jak to zrobiłaś? – spytała.
Ona wybudzając się ze stanu zamyślenia, milczała przez chwilę, trochę nie kontaktując z otoczeniem.
– Co takiego?
– No... To. – mruknęła brązowowłosa, kiwnąwszy głową w stronę ogniska.
– A... To. To jest ninjutsu... Uczyłam się tego. – odpowiedziała cicho czarnooka dziewczyna, spoglądając na towarzyszkę.
– Jesteś ninja? – zapytała z niedowierzaniem. Widocznie nie spodziewała się tego, musiało ją to zaskoczyć. Co prawda słyszała o nich, ale nie sądziła, że dzieci też mogą być takimi wojownikami.
– Tak, jestem. – potwierdziła krótko czarnowłosa i westchnęła. Nie miała zamiaru mówić o tym dziewczynie, wolała pozostawić to w tajemnicy. Teraz zielonooka będzie ją pewnie nękała setkami pytań o tym jak to jest i w ogóle.
– Nie widzę twojej opaski, z jakiej wioski jesteś, Raven? - zadała dociekliwie swoje kolejne pytanie. Czarnowłosa znów westchnęła i przymknęła na moment oczy.
– Mam w kieszeni spodni. - odpowiedziała i tym razem. Widać było, że jest zmęczona, gdy tymczasem zainteresowana jej osobą Kayoko już odegnała to uczucie. – A jestem z Woski ukrytej w Liściach. – dodała po chwili i skuliła się mocniej. Zielonooka widząc, że towarzyszka jest zmęczona, przestała ją przepytywać, choć ciekawość nadal nie chciała ustąpić. Usiadła tuż obok Raven i również oparła się o ścianę. Po krótkiej chwili przysnęła, zsuwając się na towarzyszkę. Czarnowłosa, wybudzając się z ponownego zamyślenia, spojrzała się na opierającą o nią Kayoko. Westchnęła cichutko, ale pozwoliła jej na to, sama nawet nie drgnęła, nie chcąc jej obudzić, siedziała tak skulona, aż sama przysnęła wcześniej wpatrując się w ogień tak, jakby widziała w nim coś ciekawego i intrygującego. Niby to taki niszczycielski żywioł, a dawał przyjemne ciepło, to trochę jak w życiu – nie ma czegoś zupełnie złego i całkowicie dobrego. Jak już zostało wspomniane Raven również zapadła w sen... Sen pełen ciemności... Oczywiście do czasu, gdy znów zaczęły nękać ją okropne koszmary.

Biegła ile sił w nogach przez las. Wszystko dookoła płonęło, a w owym ogniu widziała dokładnie zarysy jakichś postaci, które zaraz przekształciły się w złowrogie oczy, aż przeszywające na wylot. Pędziła dalej, chcąc od nich uciec. Doskonale wiedziała, że tamte zarysy postaci to byli członkowie jej rodziny, ale skąd? Tego nie mogła wiedzieć, przecież to tylko sen. W końcu zatrzymała się przed jeziorem. Ogień zaczął się zbliżać coraz bardziej. Spostrzegła w nim jakąś zmianę, ale nie mogła odkryć co to mogło być. Wskoczyła do wody jednocześnie nurkując pod wodę. Tutaj płomienie nie mogły jej dosięgnąć. Nie spodziewała się jednak czegoś innego, co mogło jej zagrozić. Nagle i niespodziewanie coś chwyciło ją za nogę i zaczęło ciągnąć gdzieś głęboko w dół. Próbowała złapać powietrze, ale na nic się to zdawało, a na dodatek to coś owinęło się również wokół jej szyi. A potem znikła. Znów ciemność... Zimny mrok i nagle rozbłysły w tej ciemności oczy starszego brata wraz z kekkei genkai. Wpatrzyła się w nie, nic jednak nie czyniąc, bo co miała zrobić? Właśnie zdała sobie sprawę, że to tylko koszmar, bo stawał się coraz bardziej nierealny...

I z tego powodu obudziła się – był już ranek. Czuła czyjeś ciepło blisko siebie, ale czuła również zimno. To pewnie przez wiatr wiejący z wejścia do kryjówki. Musiał zmienić kierunek podczas ich snu. Dął dość mocno, aż ogień już zgasł. Uniosła delikatnie wzrok swych czarnych oczu, spostrzegła, że dziewczyna również nie śpi i przytula ją do siebie.
– Coś ci się śniło? Strasznie szybko oddychałaś i dusiłaś się co jakiś czas... – powiedziała brązowowłosa, spoglądając ku obudzonej Raven. Czarnowłosa dopiero teraz spostrzegła, że w tej chwili również dość szybko oddycha. Teraz podjęła się starań o uspokojenie oddechu.
– Nic... takiego... - odparła cicho, nie chcąc nic zdradzać, bo jak przewidywała, to gdyby zaczęła opowiadać, Kayoko znów zadawałaby swoje pytania. A nie chciała mówić na swój temat, nie. Szybko odsunęła się od dziewczyny, znów stwarzając te pozory niechęci do czegokolwiek. Podeszła zwinnym, zgrabnym krokiem do wygasłego ogniska i powieszonych ciuchów. Dotknęła ich swymi bladymi palcami, zdążyły już wyschnąć, na szczęście. Nie zamierzała tu siedzieć całą wieczność. Szybko ściągnęła te należące do niej i zaczęła je na siebie wkładać, gdy już to zrobiła włożyła buty i zerknęła przez ramię na zielonooką.
– Już wyschły. - powiedziała i pomaszerowała w kierunku wyjścia z kryjówki. Jej włosy pod czas tego chodu były mocno rozwiewane przez wiatr, nadchodzący z naprzeciwka. Przymknęła na moment oczy, rozkoszując się tym powiewem. Otworzyła zaraz jednak oczy, aby przypadkiem się nie potknąć o coś. Zatrzymała się dopiero u wyjścia, czekając na towarzyszkę. Ta doszła do niej po jakichś dwóch minutkach. Kiwnęła lekko głową na znak, że mogą już iść w dalszą drogę. A zatem... Obie podjęły dalszą wędrówkę, która dla Raven znów wydawać się mogło – nie miała końca. Ta droga przez las musiała być naprawdę długa, ciekawe do jakiego miasta ich zaprowadzi. Raven nie wiedziała, w tych okolicach jeszcze nie bywała. W pewnej chwili zmarszczyła lekko brwi, czyżby tylko jej się zdawało? Ale wyraźnie poczuła coś dziwnego. A teraz krótki, nie pasujący do otoczenia szelest. Zwróciła gwałtownie twarz w stronę, z którego prawdopodobnie doszedł. Widać było po niej wyraźnie, że coś odkryła... coś co ją zaniepokoiło. Towarzyszka, idąca jakiś krok za nią od razu zwróciła jej uwagę o to.
– Raven...? Wszystko w porządku? - spytała wtedy.
– Nie wiem... Mam złe przeczucia... - powiedziała cichym szeptem, jakby już obawiała się jakiegoś niebezpieczeństwa. Szły jednak dalej, ale teraz w wielkiej czujności i z uwagą obserwując otoczenie. Chociaż i tak nie mogły mieć szans, jeśli napadłaby ich jakaś banda ludzi, przecież były jeszcze dziećmi, nawet czarnowłosa, chociaż była ninją, nie miała wielkich szans z całą hordą przeciwników. Nagle Kayoko zbliżyła się szybko do niej i złapała za rękę.
– Raven... Tam chyba coś było..! - szepnęła, zatrzymując drugą dziewczynę i wskazując palcem gąszcz lasu, po lewej stronie drogi. Nic nie było tam widać, ale pewności nie mogły mieć. Czarnowłosa, którą podsycała jej własna ciekawość, jak i chęć postawienia się strachowi, poszła we wskazanym przez towarzyszkę kierunku. Co tam mogło być? Chciała to zobaczyć, aby nie iść cały czas w takim napięciu.
– Nie idź tam! - powiedziała trochę głośniej zielonooka. Raven spojrzała się tylko na nią przez ramię i odrzekła:
– Jak się boisz to zostań na miejscu. - a powiedziawszy to przyspieszyła tempo i była już przed gąszczem, w którym rzekomo coś miało być. Sama się trochę bała, ale nie dawała po sobie tego poznać. Lewą ręką zaczęła odgarniać gęste gałęzie i zarośla, a prawą miała już w pogotowiu, aby w razie czego wyjąć kunai. I wtedy gwałtownie skoczyła w gęstwinę i... cisza. Nic się nie stało, niczego tam również nie było. Żadnych śladów czyjejś obecności. Rozejrzała się jeszcze na wypadek po okolicy, przechodząc jakieś kilka metrów w każdą stronę, jednakże nic nie znalazła. Odetchnęła z ulgą, wypuszczając razem z powietrzem całe zdenerwowanie i napięcie, które zebrało się w jej ciele i umyśle podczas tej czynności. Chciała tak samo spokojnie wyjść, jak teraz się czuła, ale nagle usłyszała jakiś zduszony krzyk na drodze, jednoznacznym było to, że musiał należeć do dziewczyny, która jej towarzyszyła. Wybiegła pędem spomiędzy zarośli, chcąc zobaczyć co się dzieje. Jej oczy lekko rozszerzyły się. Na opustoszałej drodze stała brązowowłosa trzymana w uścisku przez jakiegoś mężczyznę o jasnoniebieskich oczach, były tak jasne, że niemal przechodziły w biel, pozostawiając jedynie czarne źrenice. Bladą miał również twarz, której usta uzbrojone były w ostre kły. Kayoko krzyczała i wierzgała nogami, chcąc jakoś się uwolnić z tego duszącego uścisku. Raven przez chwilę nic nie robiła, ale zaraz oprzytomniała i wyciągnęła jeden z
swych noży kunai, mocno ścisnęła go w ręce i rzuciła się biegiem w kierunku mężczyzny, który nie zdążył zareagować, szybko wbiła mu ostrze prosto w nogę, w kolano, tak aby mogły szybko uciec i nie martwić się o pościg, bo w tym stanie przecież nie mógł za nimi biec. Zielonooka spadła na ziemię, a napastnik padł na kolana z grymasem bólu wyrytym na bladej twarzy. Szybkim ruchem złapała dyszącą towarzyszkę za rękę i zaczęła biec przed siebie, ciągnęła ją niemal za sobą, tak szybko się poruszała. Po kilku chwilach zniknęły za zakrętem i straciły z oczu mężczyznę, on również stracił je obie z pola widzenia, ale teraz musiał się zająć sobą. Powoli usiadł, zaciskając mocno zęby i szybkim ruchem wyciągnął broń ze swojej nogi, nie wydał z siebie żadnego dźwięku, jedynie mocniej zacisnął zęby. Po chwili wstał chwiejnie, ale żeby utrzymać równowagę, musiał oprzeć się o drzewo. „Spokojnie” myślał, choć był nieźle wkurzony na tą małą sukę, uspokoił się i skupił. Co było naprawdę dziwne, jego rana zaczęła powoli zanikać – leczyć się. Po kilkunastu minutach mógł ruszyć w pościg, aby dorwać swoją upatrzoną ofiarę i odwdzięczyć się tej czarnowłosej pięknym za nadobne. Błyskawicznym skokiem znalazł się pomiędzy drzewami i sobie wytyczoną drogą zaczął się przemieszczać z jednej gałęzi na drugą, aby ułatwić sobie poruszanie się, po ziemi byłoby znacznie trudniej.
One tymczasem dalej biegły, chcąc oddalić się na jak największą odległość się da od tamtego mężczyzny. Nie mogły polegać na czym innym, oprócz ich samych, bo otaczała je tylko natura. Nigdzie nie mogły dostrzec żadnej oznaki ludzkiej obecności, albo chociaż kogoś, kto mógłby im teraz pomóc. Skręciły szybko w jakiś gąszcz, albo raczej to Raven skręciła, ciągnąc za sobą w biegu dziewczynę. Był to jednak błąd, który zadecydował o ponownym spotkaniu z napastnikiem. Czarnowłosa myślała, że nie będzie chciał szukać ich w gęstym lesie i nie znajdzie tu ich śladów, to była jej pomyłka, o czym przekonała się po kilku minutach biegu pomiędzy blisko siebie rosnącymi drzewami i krzewami. Wtedy niespodziewanie ten sam mężczyzna wyskoczył tuż naprzeciwko nich, zatrzymały się gwałtownie i cofnęły o krok, a ten stał i przyglądał się dzieciom swymi przeraźliwie jasnymi oczyma, zimnymi niczym lód. Brązowowłosa głośno przełknęła ślinę, stojąc za towarzyszką ze strachem w oczach. Widziała jak czarnowłosa automatycznie sięga ręką w stronę pakunku ze swymi broniami. Nie zdążyła jednak jej wyciągnąć – mężczyzna tak szybko zjawił się pomiędzy nimi i rozdzielił je, odpychając w dwie różne strony, że nawet nie zdążyły zareagować i nie były w stanie nawet zwrócić uwagi na tenże szybki ruch. Raven twardo uderzyła o jedno z wielu drzew i opadła na ziemię z grymasem na bladej twarzy, natomiast Kayoko opadła na ziemię, kilka metrów dalej, szczęśliwie unikając drzew i innych roślin. Za to musiała mocno oderwać, bo po krótkiej chwili straciła całkowicie przytomność. Mężczyzna widząc to, zwrócił się w kierunku już wstającej Raven, która już w ręku trzymała broń – kolejny nóż kunai. Stanęła trochę niepewnie na nogach, ale zaraz ustawiła się w pozycji dogodnej zarówno do szybkiego ataku, jak i błyskawicznej obrony. Zacisnęła zęby, czekając na ruch napastnika, starała się dojrzeć co się dzieje z Kayoko, jednakże nie mogła jej dostrzec, gdyż widok ten zasłaniało jej ciało mężczyzny, znajdującego się naprzeciw niej. Wiedziała, że musiała uważać, był bardzo szybki. Jak to możliwe, że nie zdążyła zareagować? Toż to nie do pomyślenia, przecież dużo ćwiczyła, gdy jeszcze była w wiosce i poza nią i trochę z tą prababką, ale to wyglądało jak zabawa, nudziło ją. Teraz musiała sprawdzić się w prawdziwie niebezpiecznych warunkach. Zacisnęła mocniej rękę na uchwycie kunaia. Dostrzegła nikły, niemal niezauważalny ruch nóg, który wskazał, że mężczyzna chce ruszyć. Dobrze, że to spostrzegła i w ostatniej chwili udało jej się odskoczyć w bok. Mężczyzna stał teraz tam, gdzie ona stała przed krótką chwilą. Zmarszczyła brwi.
– Chodź tutaj do mnie, nic ci nie zrobię, tylko się odwdzięczę mała suko. - powiedział z wyraźną ironią w głosie i podobnym uśmieszkiem na ustach. Wyraźnie zmienił taktykę, zaczął iść powoli w jej kierunku, trzymając ręce za sobą i obserwując dziewczynę uważnie. Widziała, gdy się uśmiechał, jak kły mu zaczynają się wydłużać. Czyżby to był wampir... jak ona? Zaczęła się cofać do tyłu. Wpadła na pewien plan, szybko się odwróciła do niego plecami, chcąc upozorować chęć rozpoczęcia ucieczki w biegu. Ten korzystając z tej pozycji, rzucił się w jej kierunku, ale ona migiem się odwróciła i dmuchnęła mu kulą ognia prosto w twarz. A była ona tak mocna i dość duża, że wampir nie miał możliwości jej uniknięcia. Jeszcze nigdy się jej takiej nie udało zrobić, była pod wrażeniem, ale szybko się opamiętała i odskoczyła na kilka metrów od mężczyzny. Tak, zgadza się, gdy Raven odwróciła się chcąc niby uciec, szybko zrobiła kilka pieczęci rękoma i użyła jutsu, taka mała zmyłka, ale się udało. Patrzała, jak mężczyzna płonie i pada na ziemię z krzykiem agonii. Zaczął się tarzać po ziemi, chcąc jakoś stłumić płomień, nie udawało mu się to jednak, ale dziwiło ją to, że mężczyzna nie ginie... I wtedy stało się to, co mogło się najgorszego teraz wydarzyć, z nieba zaczęły skapywać nagle gęste krople deszczu, które oblewały po kilku chwilach soczyście całą okolicę. Dziewczyna zaklęła i rzuciła w kierunku mężczyzny nożem kunai, chcąc zakończyć jego żywot. Ten jednak zdążył podnieść się na nogi. Na jego mokrym ubraniu jeszcze tliły się nikłe płomyki, powoli znikające pod wpływem deszczu i wilgoci. Skierowała wzrok ku twarzy wroga i spostrzegła straszliwą wściekłość w jego oczach, nie zdziwiła się dlaczego, większość jego skóry była teraz okropnie poparzona, a zwłaszcza twarz, która wyglądała teraz przeraźliwie oraz odsłonięta przez nadpalony materiał, klatka piersiowa.
– Już nie żyjesz... - rzekł mężczyzna, dysząc lekko, nie wiedziała czy ze zmęczenia, czy przez wściekłość. Nie miała jednakże czasu na zastanawianie się nad tym, bo musiała jak najszybciej uniknąć ataku. Niechybnie zostałaby poważnie raniona, gdyby pozostała na miejscu – mężczyzna już znajdował się blisko z ułamaną ostrą gałęzią, trzymaną przez silne ręce, uzbrojone w wydłużone teraz paznokcie. Szybko wyciągnęła kolejny kunai. Niestety, jej ostatni, musiała na niego uważać, bo pozostawały jej już teraz jedynie shurikeny i kilka senbonów. Zagryzła wargę, oddalając się od mężczyzny, spojrzała się ukradkiem w stronę, gdzie najprawdopodobniej musiała leżeć jej towarzyszka i ujrzała jej ciało leżące bezwładnie na ziemi, „Pewnie musiała stracić przytomność” pomyślała Raven, znów odskakując do tyłu, chcąc uniknąć kolejnego ataku. Nie zdążyła jednak uczynić tego do końca sprawnie i poczuła jak skóra na brzuchu rozdziera się pod wpływem ostrych paznokci mężczyzny. Skrzywiła się z bólu i wylądowała, po tym klękając na jedno kolano i przytrzymując się za brzuch. Z ust pociekła jej stróżka krwi, która skapnęła po chwili na nagą w tym miejscu ziemię. Popatrzyła się na napastnika, który stał niedaleko, spoglądając w jej kierunku i śmiejąc się złowieszczo, przykładając zakrwawioną rękę do ust. Dziewczyna wstała chwiejnie, czując jak siły opuszczają ją, wraz z upływem krwi. Musiała szybko coś wymyślić, bo sama nie miała szans z tym silnym osobnikiem. Musiała się zdobyć na te czynności, które zamierzała wprowadzić teraz w życie, te ruchy będą jej teraz sprawiały mocny ból, ale nie mogła się poddać, ona nigdy się nie poddaje. Stojąc tak przez chwilę zaczęła biec z ogromną szybkością w stronę mężczyzny, będąc jednak tuż przy nim, skoczyła prędko w górę, unikając jego ataku, nie spodziewał się takiego ruchu po niej. Ona tymczasem będąc w powietrzu, szybko stworzyła kilka klonów, które również trzymały kunaie i które razem z nią wylądowały naokoło wroga. Raven od razu po wylądowaniu wyprowadziła cios w krocze napastnika, a potem wbiła swój kunai w nogę mężczyzny, wtedy klony, które stworzyła przewróciły szybko go na ziemię i powbijały swoje kunaie w ciało jego, aby przyszpilić go do ziemi. Próbował się wydostać, ale już nie mógł. Klony usiadły na ziemi oddalone o kilka metrów, a prawdziwa Raven udała się w stronę nieprzytomnej towarzyszki. Wzięła ją na plecy i starając się nie zważać na swój ból, pobiegła przed siebie. Niezwracanie uwagi na rany nie udawało się jej jednak do końca i co jakiś czas wykrzywiała twarz w grymasie bólu, ale nie przerywała biegu, dobie sobie zdawała sprawę z tego, że nie są bezpieczne, nie teraz, musiała prędko znaleźć jakieś schronienie. Takie, aby nie musiały przejmować się jakimikolwiek napastnikami, którzy mogli im zagrozić w tej chwili. Nie miała zbyt wiele czasu, czuła ciepło na swoim brzuchu, krew która spływała z rany już dawno przesiąknęła przez jej ubranie. Pozostawiała za sobą trop, nie mogła dopuścić do tego, ażeby mężczyzna, jeśli potem się wywinie, odnalazł je. Dobiegła wkrótce do pewnej rzeki, nie znała jej nazwy i nie zastanawiała się nawet jak może się ona zwać, po prostu nie chciała tracić czasu na zbędne rzeczy. To była jedyna możliwość, aby tamten mężczyzna nie mógł ich znaleźć – musiały przepłynąć przez rzekę. A była ona naprawdę szeroka i szybko płynęła w tym odcinku. Zagryzła wargę, wiedziała, że nie zdoła przejść na drugi brzeg przy pomocy chakry, bo i tak czuła, że zaraz straci przytomność, już nawet nie myślała o przepłynięciu, bo to tym bardziej by się nie powiodło. Jednakże coś trzeba było zrobić, bo wtedy wróg albo pomyśli, że utonęły przy takim prądzie wodnym, albo że przepłynęły jakoś na drugi brzeg i oddaliły się tak bardzo, że nie warto będzie ich ścigać. Tak więc Raven szybko skoczyła na wodę i zaczęła biec po niej przy pomocy swojej chakry. Pędziła jak najszybciej tylko mogła z Kayoko na plecach. Krew mocno płynęła jej już z ust, a tym bardziej z otwartej rany. Gdy była już jakieś pięć metrów od brzegu spadła do wody, a będąc już na granicy wytrzymałości, ostatkami sił zaczęła płynąć w kierunku brzegu, trzymając głową brązowowłosej ponad wodę, a samej się nie starając o dostęp powietrza dla siebie samej. Woda mocno barwiła się na kolor czerwony, ale po chwili dobrnęła do przeciwległego brzegu i przeszła jeszcze kawałek w głąb lądu, a potem padła w jakieś wysokie i niedostępne zarośla razem z towarzyszącą jej dziewczyną.

(1) Gomen – przepraszam

sobota, 11 grudnia 2010

Rozdział 3

Coś ją zbudziło ze snu. Najpierw usłyszała niewyraźny głos, dochodzący... właśnie nie potrafiła rozpoznać skąd, potem poczuła jakieś ciepło na ramieniu. Dopiero wtedy otworzyła swoje rozespane oczka, ale nadal jeszcze widząc niewyraźnie, potarła je piąstkami i ujrzała cofającego właśnie swą dłoń mężczyznę. Miał nieco surowe rysy twarzy i taki jej też się zdawał, przez co się trochę spięła. Zamrugała kilkakrotnie, szybko oczyma w lekkim zdziwieniu, bo dopiero teraz do niej dotarło, że zasnęła. Wpatrzyła się w stojącą przed nią postać, zrozumiała, że jest to ten, który tutaj pracuje razem ze swoją pomocniczką w średnim wieku. Nie odezwała się, czekając na to, co powie gospodarz. Przez głowę jej przeszła myśl, że ją zaraz wyrzuci, skierowała wzrok w stronę okna, słońce chyliło się już ku zachodowi, co rozpoznała po kolorze fragmentu nieba, które udało jej się zobaczyć. Mimo tak młodego wieku i tak małego, dziecinnego wyglądu, stwierdziła, że lepiej samej już pójść, niż zostać wyrzuconą. Poza tym nie chciała żadnych pytań, a wzrok mężczyzny wyraźnie mówił, że chce zacząć je zadawać. Tak więc, czarnowłosa dziewczynka wstała z krzesła na nogi, które nadal były wyczerpane, co poczuła, gdy to zrobiła. Lekko otrzepała dłońmi koszulkę i już chciała postawić pierwszy krok w stronę wyjścia... i ciągle nic nie mówiąc, wtedy mężczyzna zatrzymał ją, kładąc silną dłoń ponownie na jej ramieniu.
-Gdzie idziesz? - zapytał, a ona powoli odwróciła głowę w jego stronę z nieco przestraszonym wzrokiem, ale szybko to ukryła, nie chcąc tego zdradzić.
-Do domu. - odpowiedziała bez namysłu, ale co z pewnością było kłamstwem, chociaż mężczyzna nie mógł o tym wiedzieć.
-Usocki. (1) Dzieci nie powinny kłamać. Więc... - odparł po chwili jej rozmówca. I tutaj mała Raven bardzo się zdziwiła, bóg chyba tylko raczył wiedzieć, skąd ten dorosły mógł wiedzieć, że nie wraca do domu. Że kłamie? Prawdą było, że nie mogła, bo już go nie miała, ale ważne jest to SKĄD on to wiedział. Czego on od niej w ogóle chciał? Czego..? Nie odwracała tak od niego wzroku, nie wydając z siebie żadnej odpowiedzi, najwyraźniej nie wiedząc co powiedzieć, albo też myśląc, że jeśli i tak będzie próbować bronić swego zdania, to ten nie da się oszukać.
-Co tutaj, dziecko, tak sama robisz? - dokończył swą wypowiedź, starając się złagodzić swój surowy wyraz, który pewnie już przybrał dawno. Pewne nie był takim naprawdę, sprawiał tylko takie wrażenie, ale tego już nic raczej nie zmieni. Ona w dalszym ciągu nie odpowiadała.
Z tej sytuacji niespodziewanie wyratowała ją kobieta, która wyszła zza drzwi, znajdujących się za szynkwasem. Miała złociste loki, falujące pod wpływem jej zgrabnego chodu. Twarz jej zdobiły niesamowicie niebieskie, jak ciemniejące niebo oczy oraz różowe usta, zgrane z całą resztą twarzy. Kobieta zatrzymała się tuż przy mężczyźnie, odgarnęła wtedy kilka niesfornych kosmyków z twarzy i przyglądając się im obojgu, powiedziała w końcu:
-Ty to w ogóle nie znasz się na dzieciach! Idź już zajmij się sprawami, w których jesteś dobry, ojcze, a ja się zajmę tą dziewczynką. - wypowiedziawszy te słowa, wpatrywała się w grubego mężczyznę, który – jak wynikało z rozmowy – musiał być jej ojcem.
-Dobrze, dobrze. - mruknął leniwie i zrezygnowanie tamten i oddalił się za ladę, gdzie zaczął porządkować całe miejsce pracy. Tymczasem jasnowłosa kucnęła przy niej i patrząc się na nią tymi hipnotyzującymi, nieziemsko niebieskimi oczyma, rzekła do niej:
-Jak się nazywasz, skarbie? - skierowawszy to pytanie swym melodyjnym głosem, położyła swą delikatną dłoń na jej głowie, pełnej czarnych, krótkich rozczochranych włosów. Dziewczynka milczała, niezdecydowanie patrząc na całkowicie nieznajomą sobie kobietę, ale słysząc ten przyjemny ton głosu, odezwała się w końcu, chcąc odpowiedzieć na pytanie tej miłej osoby.
-R-Raven... - wyszło jej to co najmniej lekko drżąco i cicho. Czyżby była nadal zlękniona całą zaistniałą sytuacją? Spuściła wzrok na moment na podłogę pod jej stopami i wzięła głębszy wdech, by po chwili wypuścić powietrze ustami, starając się uspokoić.
-Raven? - usłyszała wkrótce swoje imię, wydobywające się z ust kobiety. - Więc Raven... Wyglądasz jakby coś się stało... Ale rozumiem, że nie chcesz o tym mówić. Czyż tak nie jest? - spytała jasnowłosa. Dziewczynkę bardzo dziwło to odgadywanie faktów przez obojga ludzi, może mieli to rodzinne? Lecz jednak bardziej prawdopodobną prawdą, byłoby to, że mieli oni codziennie do czynienia z różnymi ludźmi, dlatego potrafili z doświadczenia wyczytać informacje wypisane na twarzy i w postępowaniu danej osoby. Tak to w istocie było. Raven niepewnie skinęła głową w potwierdzeniu, nie oznajmiając tego słowami. Jasnowłosa oznajmiła jej jeszcze, że będzie mogła na razie zostać w gospodzie i przenocować w pokoju, gdyż jest kilka wolnych. Poinformowawszy o tym również swego ojca, wstała i poprowadziła czarnowłosą za rączkę ku schodom. Tędy weszły razem na górę i niedługo potem stanęły przed jednymi z drzwi. Niebiesko oka otworzyła je i wprowadziła Raven do środka. Przygotowała jej posłanie, zapytała się jej, czy nie chce nic do jedzenia, ona jednak odmówiła i tak została ułożona w łóżku. Kobieta wyszła i zostawiła ją samą w pomieszczeniu.
Przymknęła swoje czarne oczy i westchnęła z lubością, kiedy wtuliła się w miękką poduszkę i kołdrę. Było jej tak przyjemnie, a zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, że po kilkunastu sekundach już smacznie spała. A może jednak nie aż tak dobrze? Wprawdzie na początku, nic jej się nie śniło, ale po jakimś czasie nawiedzać zaczęły ją straszliwe obrazy martwych krewniaków.

Matka, ojciec, ciocie, wujkowie... Wszyscy oblani ciemną, czerwoną krwią, potem jeszcze do tego wszystkiego doszedł jej przyjaciel Garaki, który już dawno nie żyje. Nad tymi wszystkimi ciałami stał jej starszy brat w postaci czarnego, wysokiego cienia, w którym widać było jedynie czerwone oczy z okrążającymi źrenicę czarnymi „łezkami” o strasznym, obojętnym wyrazie. Następnie przed nią stanął rudy chłopczyk w zakrwawionym ubraniu z takim wyrazem twarzy, jakby chciał zapytać „Dlaczego mnie zabiłaś?”.

Te wizje senne były tak realistyczne, że niemal czuła krew wokół siebie. I słyszała krzyki... Ale zaraz... Te krzyki chyba nie należały do snu, a zorientowawszy się co do tego, zerwała się ze snu i gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Czuła zimny pot spływający jej po czole i plecach, miała dość szybki oddech, czuła również, że miała trochę mokre policzki... płakała przez sen. I znów usłyszała podniesiony głos. Tym razem mogła rozróżnić poszczególne słowa. Ale żeby lepiej wszystko słyszeć, wyszła z pokoju, bo jak podpowiadało jej przeczucie, zdarzenie miało miejsce na dole, dlatego też właśnie, doszedłszy do schodów, zaczęła po nich schodzić w całkowitej ciszy, ażeby nie zauważyli tego, iż podsłuchuje. Stanęła w cieniu, blisko wejścia do głównego pomieszczenia gospody. Była niewidoczna w tej ciemności ze względu na swoje czarne odzienie. Teraz już doskonale słyszała przebieg kłótni, bo tym w istocie były podniesione głosy.
-Ależ ojcze! Dlaczego nie!? - zapytała oburzona i jednocześnie zdenerwowana jasnowłosa.
-Aiko! Nie prowadzę domu dla przybłędów! Nie mogę sobie pozwolić na przygarnianie każdej zbłąkanej istoty do gospody. Nie rozumiesz tego, dziecko? - odrzekł po chwili mężczyzna, do którego teraz surowość bardzo pasowała i dawała plus do jego stanowczości.
-Ojcze! - powiedziała jeszcze raz niebieskooka, ale ów ojciec uciszył ją jednym gestem i zaraz odpowiedział na jej sprzeciwy:
-Nie ma mowy i koniec rozmowy, Aiko! Może zostać tutaj najdłużej jeszcze dwa dni, więcej nie. - i tak właśnie zakończyła się rozmowa. Dziewczynka szybko wróciła do swego pokoju, cały czas starając się o bezgłośność swych ruchów. Raven westchnęła głęboko, rozchylając swe jasne wargi. Postanowiła szybko opuścić to miejsce, nie chciała sprawiać kłopotów, zwłaszcza, że ugościli ją obcy ludzie i właściwie nie powinna się godzić na pozostanie tutaj. Takie to właśnie myśli krążyły w jej małej główce. Ale postąpiła zgodnie z postanowieniami swoich myśli. Otworzyła okno i wyjrzała przez nie, chcąc dowiedzieć się, czy jest wysoko, czy też nie. Widząc, że od ziemi nie jest aż tak daleko, wspięła się na parapet. Mimo że to było ponad pięć metrów, zeskoczyła, nie sprawiło jej to trudności, w końcu dużo ćwiczyła i uczyła się sztuki ninja. Miękko i bezpiecznie wylądowała na podłożu pokrytym od tej strony domu trawą, mimo że cały organizm nadal był dość mocno zmęczony. Będąc już na dole, rozejrzała się po okolicy, pogrążonej w ciemnościach nocy – żadnej żywej duszy. Więc nikt jej nie zauważy, będzie miała wolną drogę do odejścia. Zatem ruszyła przed siebie, starając się iść najciemniejszymi zakamarkami, w stronę drogi, prowadzącej przez las, którą widziała w dali na końcu wioski. Tylko gdzie teraz się uda? Całkowicie nie miała planu na dalszą wędrówkę, ale nie mając zbytnio innego wyboru, postąpiła tak jak postąpiła – ruszyła w dalszą drogę, która wydawać się mogło, że nie miała końca, teraz, ani nigdy...

(1) Usocki – kłamczucha, kłamiesz,

wtorek, 19 października 2010

Rozdział 2

Jasność... Wszystko było rozmazane i to bardzo, nie mogła przez to nic zobaczyć. Po chwili jednak wszystko się ustabilizowało, a obraz przed oczyma wyostrzył. Dopiero po wybudzeniu się zrozumiała, że zasnęła, zaraz też przypomniały się jej wydarzenia ostatniej nocy. Zadrżała z zimna, w końcu miała na sobie tylko krótki rękawek, skuliła się pod wpływem tych myśli, a czarne, krótkie kosmyki włosów opadły na jej czoło i przysłoniły większość twarzy. To co się stało... Nie mogła tego wytrzymać, po jeszcze wilgotnych od łez policzkach, które były takie od czasu jej zaśnięcia, znów zaczęły spływać krople przezroczystego, słonawego płynu. Kolejne łzy, starała się nie wydawać żadnych dźwięków, które świadczyły o jej nieszczęściu, niekiedy jednak nie mogła ich wprost powstrzymać. Uciekła z wioski, od brata, od innych. Teraz nie miała już nic, zupełnie nic. Złapała się drobnymi łapkami za głowę, jakby chciała tym odegnać wspomnienia.
-Iie... (1) To musi być jakiś koszmar. - szepnęła sama do siebie, nie dowierzając, że los mógł tak ukarać ją, jej rodzinę. I właściwie dlaczego onii-san (2) zamordował wszystkich? Czuła się wykończona, psychicznie jak i zarówno fizycznie. W końcu niemalże całą noc biegła i oddaliła się znacznie od wioski, a co do pierwszego wykończenia to wszystko mówi samo za siebie. Zaczęła powoli wycierać swą bladą twarzyczkę dłońmi. „Nie płacz, głupia” - powiedziała sobie w myślach, niestety zaprzestanie płaczu nie było takie łatwe, jakby się mogło wydawać, jej czarne oczy nadal szkliły się mocno od łez jak nocne niebo przyozdobione milionami jaśniejących gwiazd. Drżała, nie tylko z zimna, co mogło przyjść komuś widzącemu ją do głowy. Nie czuła się dobrze, zawsze tak uciekała z domu, nawet mimo zakazu rodziców, sprzeciwiała im się, ale wracała za każdym razem po swoich podróżach. A teraz? Nie miała gdzie wrócić, nie miała domu, nie miała nikogo, ani niczego, zdana na samą siebie w tym wielkim świecie. Dźwignęła się powoli na nogi, zmęczone nieustannym biegiem teraz lekko się uginały pod nią. Otarła oczy i policzki krawędzią bluzki, przez chwilę ukazując równie blady brzuch. Rozejrzała się uważnie dookoła, odgarnąwszy wpierw włosy z czoła i twarzy, chciała się zorientować gdzie była... Prawdę mówiąc wczorajszego dnia nie patrzała gdzie biegnie, liczyło się tylko oddalenie od miejsca mordu. Czuła za dużo krwi, widziała za dużo, chciałaby o wszystkim zapomnieć, jednak nie mogła tak łatwo tego zostawić... Poza tym, Sasuke, został zupełnie sam, małe dziecko, jeszcze młodsze od niej. Wiedziała, że postąpiła samolubnie, właściwie dlaczego nie wzięła brata ze sobą...? Mogła... Ale tego nie uczyniła, chyba była w zbytnim szoku, a teraz już nie miała odwagi wrócić, a do tego wyczyściła pamięć braciszkowi, a nie miała pojęcia jak ją przywrócić i czy w ogóle da się to zrobić. Przyrzekła sobie, że będzie go chronić, ale z oddali, poczuje to wyraźnie, gdy Sasuke będzie miał kłopoty. Tak, dziwna więź... Nawet bardzo dziwna. Przeleciawszy wzrokiem po okolicy, na którą składały się niezbyt duże drzewa, w prawdzie były one normalnej wielkości, tylko ona nadal pamiętała drzewa w okolicy Konohy, to zapewne była najmłodsza część lasu, a biorąc pod uwagę znajdujące się gdzieniegdzie pniaki po ściętych drzewach, to była prawdopodobnie niedaleko miasta. Bo skoro wycinali tutaj drzewa i sadzili je, to musiało gdzieś tutaj być jakaś miejscowość. Nie była wstanie jednak dociec co to za miejsce. Ruszyła powoli, wkładając ręce pod pachy, by je ocieplić. Musiała wyglądać źle i to naprawdę, bo gdy dotarła do miasta i szła jego ulicami, ludzie patrzeli się na nią z dziwnym wyrazem oczu, jakby jej współczuli, byli też i tacy, którzy irytowali się na sam jej widok. Marszczyła wtedy lekko brwi, po pewnym czasie przyzwyczaiła się do tego i przestała zwracać na kogokolwiek uwagę. Nie była głodna, ale to tłumaczy to, kim jest. Jeszcze pamiętała to zdarzenie, gdy się tego dowiedziała... To było dosyć dawno, dwa lata temu..?

Mały rudy chłopiec leżał w środku lasu na małej polance okrągłego kształtu pół żywy, a niedaleko niego czyhał już jeden wilk, zaraz wyłoniły się i kolejne, należące zapewne do tego samego stada, wyglądały na wygłodniałe, a ich oczy zionęły pragnieniem zaspokojenia żołądków. Nagle na polanę wbiegła nieświadoma niczego co się dzieje czarnowłosa dziewczynka, z zaniepokojonym wyrazem twarzy, wyraźnie czuła krew i to znajomą krew, czuła również obecność innych istot. Pyski pełne ostrych zębów zwróciły się ku niej. Groźne dźwięki wydobyły się z ich wnętrza, przeczuwały zapewne niebezpieczeństwo i chęć odebrania im zdobyczy. Czarnowłosa przejechała wzrokiem po każdym zwierzęciu, aż napotkała znajomą sobie szarawą koszulinę i czarne spodenki. Zatkała sobie usta dłonią.
-Garaki! - pisnęła w końcu, wyraźnie dostrzegała niemal niewidoczne poruszanie się klatki piersiowej chłopca. Bez namysłu pobiegła w stronę swojego bliskiego przyjaciela. Padła przy nim na kolana i delikatnie przejechała po policzku palcami. Oczy miał zamknięte, jakby już czuł, że zaraz umrze, jakby chciał nie zwracać uwagi na nic. W pewnej chwili zobaczyła plamę krwi widniejącą po jego boku, w okolicy żeber i pachy. To musiała być bardzo głęboka rana... Zaraz, taka rana mogła zostać zadana przez katanę, w końcu widziała kiedyś taki ruch pokazywany na lekcjach walki. Tylko kto to mógł zrobić? Jakiś zły ninja albo samuraj? Nie mogła tego się już dowiedzieć, poza tym nie miała nawet czasu, bo moment po jej poruszeniu, wilki szybko zaczęły biec ku nim. Wstała gwałtownie na nogi i jednym ruchem ręki wyciągnęła kilka kunai w dłonie, rzuciła większością w zwierzęta, albo raczej przed nie, nie chcąc ich zabić. Jeden kunai zostawiła sobie w razie czego w prawej dłoni i zacisnęła na nim palce. Wilki zatrzymały się tuż przed miejscem, gdzie wbiły się ostrza, zaraz jednak znów rzuciły się biegiem, tym razem jednak postanowiły najpierw unicestwić dziewczynę. Widząc to, przygotowała się, ustawiając w odpowiedniej pozycji. A gdy jedno ze stworzeń skoczyło, by wylądować na niej, ona kopnęła je nogą, aż poleciało i poturlało się po ziemi kilka metrów dalej, wstało powoli, acz niepewnie oraz z ledwością i zawarczało cicho, musiało mieć coś złamane. Szybko odwróciła się za siebie by odegnać wilki, które już zaczęły dobierać się do chłopaka, jeden ugryzł go w rękę, a następny w nogę. Czarnowłosa przeklęła głośno i wbiła jednemu z nich ostrze prosto w czaszkę a drugiego kopnęła z całej siły w bok. Jeszcze kilka było na chodzie, ranne oddaliły się. Nie zdążyła się obrócić, a już kolejny atakował, ale nie chłopaka, tylko ją. Potężne cielsko i łapy spowodowały, że upadła na ziemię, a potem poczuła jak coś wbija jej się w lewe ramię bardzo blisko szyi. To musiały być kły owego stworzenia, jęknęła cicho z bólu. Uniosła wzrok na tyle ile mogła, zobaczyła dwójkę szarawych zwierząt idących w jej kierunku. Znów jęknęła, czując jak szczęka wilka zacisnęła się jeszcze mocniej.
-KUSO! (3) - krzyknęła i z pomocą swego nagle zwiększonego gniewu zdołała uwolnić się od wilka i kopnęła go nogą prosto w szczękę, którą miał w jej własnej krwi. Miała dosyć ciężki but, więc uszkodzenia czaszki były dostatecznie duże. Korzystając jeszcze z chwilowego otępienia zwierzęcia, kopnęła jeszcze raz, tym razem jeszcze mocniej i teraz już padł, zdychając powoli. Instynktownie odwróciła się w stronę pozostałych dwóch wilków. Warczały na nią wściekle, ale ona się nie zlękła. Wyjęła ostatni nóż kunai i rzuciła nim w głowę jednego z nich. Trafiła, drugi przez chwilę stał w bezruchu i uciekł z polany, zapewne chcąc jeszcze pożyć. Dziewczyna oddychała głośno, czuła ciepło i ból, czerwony płyn spływał jej z ran ciurkiem po plecach i klatce. To musiało być naprawdę silne zwierzę, że powaliło ją jednym skokiem. Szybko podeszła do swego przyjaciela, który lekko uchylił oczy, słysząc niepokojące odgłosy. A widząc swoją przyjaciółkę, szepnął cicho:
-R...Raven... - nie wyglądał dobrze. Mała Raven domyślała się, że stracił duże ilości krwi. Odgarnęła mu rączką rude włosy z czoła.
-Co się stało? Kto ci to zrobił? - zapytała, rozerwała jego szarą koszulę i zaczęła się przyglądać ranie. Przyłożyła do niej dłoń, która po chwili zaczęła emanować czarną chakrą. Chciała go jakoś uleczyć, to był jej najlepszy przyjaciel i jeden z niewielu. Łzy napłynęły jej do oczu. Rana nie leczyła się.
-R-Raven... Ja... Nie chcę umierać... Postać z krzyżem na piersi... - szepnął z ledwością, spoglądając na nią z półprzymkniętych powiek. Łzy już skapywały na klatkę piersiową chłopaka, próbowała leczyć dalej. Ten jednak nadal tracił siły i życie z niego uchodziło jak przesypywany piasek w klepsydrze.
-Nie zasypiaj... Onegai... (4) Będzie dobrze, będzie dobrze. - mówiła cicho, chcąc jakoś pomóc mu przytrzymać się życia jeszcze trochę. Nie mogła powstrzymać łez, jakby już wiedziała jak to się skończy. Nie przestawała prób leczenia obrażeń chłopaka, w myślach cały czas mówiła sobie, że jej się uda. Jednak nie... Przeniosła wzrok na twarz rudego, wyglądał jakby spał.
-Iie... Iie... Iie~!! Garaki! - krzyknęła, spróbowała go ocucić, ale na nic się to zdało, chłopak już chyba nie żył, albo nie miał siły zareagować, ale było wiadome, że już nic mu nie pomoże, rana była zbyt poważna. Zaniosła się płaczem i przytuliła martwe ciało przyjaciela. I nagle naszło ją dziwne uczucie, jakby pragnienie, ale nie takie zwyczajne. Mocne i impulsywne, pociemniało jej trochę przed oczami, ale to zapewne, przez utratę krwi. Czuła, że nie panuje do końca nad sobą. Jej twarz sama powędrowała w stronę szyi Garaki'ego. „C-Co ja robię?” - myślała. Otworzyła delikatnie usta i poczuła jak jej kły wydłużają się znacznie. Czując to wszystko gwałtownie odsunęła się od ciała, parząc na nie z przerażeniem w czarnych oczach. Zaraz jednak działające na nią pragnienie wróciło i przywiodło ponownie do szyi chłopaka, nie mogła się powstrzymać, to było dla niej za silne. I w końcu wbiła się kłami w skórę szyi przyjaciela. Do jej ust napłynął ciepły płyn, to była krew... Przymknęła oczy, przełykając go powoli, nie myślała o niczym.
-R...Raven...chan... - usłyszała w pewnym momencie zduszony, cichy szept, otworzyła nagle oczy i zobaczyła leciutko uchylone powieki Garaki'ego. Zaraz jednak znów opadły, a rudy wydał ostatnie tchnienie z siebie. Czarnowłosa natychmiast odsunęła się znów od niego. Na ustach miała krew i czuła jeszcze jej smak na języku. Przerażona tym co zrobiła, spojrzała na szyję przyjaciela i dwie ranki na skórze, a potem na swoje dłonie, które były ubrudzone od krwi.
-C-Co ja... z-zrobiłam? - zacisnęła chwilę potem blade dłonie w piąstki. Była wstrząśnięta do granic możliwości. I wtedy usłyszała czyjeś kroki... Nie one były bezszelestne, ona czuła, że ktoś je stawia gdzieś niedaleko. Uniosła wzrok ku górze, a przed nią stanęła dość wysoka kobieta o bladej cerze i czarnych włosach, a także oczach. Na jej twarzy widniało kilka zmarszczek, ale i tak wyglądała na piękną i niesamowitą, bił od niej majestat i jednocześnie dobroć. Jej jasna suknia, na którą miała zarzuconą czarną kurtkę, załopotała pod wpływem nagłego podmuchu wiatru. Oczy tej kobiety były wlepione w nią. Dziewczynka przyglądała się jej z przestrachem, nie mogąc odwrócić nawet wzroku. Kim była owa postać? Mimo że nie wiedziała, miała wrażenie, że coś łączy ją z tą tajemniczą kobietą.
-Raven... Widzę, że już odkryłaś swą osobę. - powiedziała głosem z którego aż płynęła mądrość, która pewnie i by wypływała, gdyby kobieta powiedziała coś śmiesznego.
-Ja... Z-Znasz moje imię.... O co... Pani chodzi? - mówiła przerywanie przez swój szok. Ręce drżały jej mocno, ale nie zwracała na to uwagi.
-Droga Raven... - rzekła spokojnie, zwracając się do niej. - Jesteś wampirem, dziecko. A ja jestem w wielkim skrócie twoją prababką.
-Pani..? Ja... Czym? - zapytała z niedowierzaniem i strachem.
-Zrozumiesz wszystko w swoim czasie, dziecko. Opowiem ci o tobie, ale nie teraz. - odpowiedziała z łagodnym uśmiechem. To dziewczyny jednak nie podniosło na duchu, nadal była przerażona, roztrzęsiona i w olbrzymim szoku. Spojrzała na swoje trzęsące się ręce i rozluźniła je powoli, nadal się trzęsłu, a ona wpatrywała się w nie jakby nie należały do niej tylko do jakiegoś potwora. Garaki jeszcze żył... A ona... Mogła jeszcze próbować go leczyć... Zabiła go... Łzy znów napłynęły jej do oczu i spłynęły stróżką po twarzy. Nagle poczuła jak podnosi się na nogi... Nie, to tamta kobieta ją podnosiła i postawiła w pozycji stojącej. Wpatrywała się głęboko w jej oczy, przyszywając je na wylot.
-Uspokój się, dziecko. - powiedziała i starła łzy z jej twarzy, a potem krew z jej ust. Przeraziła się jeszcze bardziej, bo owa osoba podająca się za kogoś z jej rodziny, była naprawdę silna. Przestała momentalnie płakać, jednak tylko powstrzymywała łzy. Bała się... Kobiety, jak i zarówno siebie. Chwilę potem jej niby „prababka” oznajmiła, że pójdzie z nią do miasta, zanieść ciało chłopca i wszystko wytłumaczyć, gdyż widziała całe zdarzenie z oddali. Czarnowłosa miała jednak wrażenie, że specjalnie wszystko ustaliła. Nie podobała się jej, jednak potulnie poszła za postacią w sukni...


W końcu otrząsnęła się ze swych wspomnień i spostrzegła, że stoi przed drzwiami jakiejś gospody. Otworzyła niepewnie drzwi i weszła do środka z tą samą niepewnością. Jej oczom ukazało się wnętrze miło wyglądające o twardych, wytrzymałych ścianach, i podłodze wyłożonej wyszlifowanym drewnem. Wszędzie porozstawiane były stoliki, ich większość zajmowali goście, kilka jednak było wolnych. Jakby starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi, udała się do stolika w kącie w cieniu. Usiadła na krześle i oparła się o oparcie. Dopiero teraz poczuła, jak była zmęczona, a zwłaszcza jej nogi. Oparła ręce na udach i rozejrzała się dokładnie po budynku. Na każdej ścianie wisiał duży obraz i dwa mniejsze po jego dwóch stronach, tylko tam, gdzie było wejście wisiały dwie lampy. W rogu naprzeciwko jej miejsca, znajdował się szynkwas, a za ladą stał gruby mężczyzna oraz kobieta w średnim wieku. Byli zajęci swoją pracą, więc pewnie nie zauważyli jej obecności. Goście też pewnie jej jeszcze nie widzieli... I dobrze. Odwróciła głowę w inną stronę i spostrzegła schody prowadzące na górę. Pewnie można było wynająć pokoje. Ona jednak nie miała ze sobą pieniędzy, tylko trochę w kieszeni. Ale to nie wystarczało na dużo. Wolała je pozostawić na czarną godzinę. Westchnęła cichutko i oparła ręce na drewnianym, okrągłym stoliku, a potem głowę na nich. Czuła jeszcze zmęczenie, a po krótkiej chwili najzwyczajniej w świecie przysnęła w tej pozycji, nie zważając na niewygodę...

(1) iie - nie
(2) onii-san - starszy brat, tak się zwraca młodsze rodzeństwo do starszego brata,
(3) onegai - proszę (w sensie prośby do kogoś)
(4) kuso - "Cholera!" ; "Do diabła" ; "K****" ; ogólnie przekleństwo

niedziela, 29 sierpnia 2010

Rozdział 1

Czarnowłosa dziewczynka przechadzała się pomiędzy licznymi, potężnymi drzewami, których korony przysłaniały niemal całe niebo, które z racji pory i tak już było ciemne. A to wszystko sprawiało, że okolica wydawała się straszna i dzika. Wyglądało na to, że dziewczynka jednak nie robiła sobie nic z tego i stąpała żywym, zwinnym krokiem po ściółce leśnej. Ubrana była jedynie w czarną koszulkę z krótkim rękawkiem, odsłaniającą jej blade obojczyki oraz w tego samego koloru co bluzka, spodnie i buty przypominające wyglądem z lekka glany. Włosy tego bladego dziecka falowały, potargane przez wiatr, a oczy bacznie rozglądały się po nieprzeniknionych ciemnościach. Było jej zimno, ale na to nic nie mogła poradzić, bo przecież na wędrówkę nic ze sobą nie wzięła... A mogła. Cóż to za nie przezorność z jej strony. Westchnęła na takie myśli i schowała zziębnięte łapki do kieszeni spodni. Od razu poczuła lekkie, przyjemne ciepło. Uśmiechnęła się zatem sama do siebie, a zauważywszy już nikłe światła wioski, zaczęła iść szybciej. W końcu znowu nie było jej parę dni. Rodzice przez to pewnie się wściekną na nią, jak zjawi się w domu. Nie pozwalali jej na takie wycieczki, martwili się. Ale ona chciała poznać lepiej świat i potrenować w samotności, znalazłszy wcześniej jakieś nauki lub wskazówki, dzięki, którym mogła to uczynić. Dziwnym się jednak wydaje, że nie ma jej w akademii. Ale i to można wytłumaczyć, bo teraz mieli kilka dni wolnego, a ona wykorzystała to i wyruszyła w upragnioną kolejną podróż.
Podczas swoich rozmyślań, zdążyła dojść do siedziby klanu Uchiha. Dopiero po pewnym czasie spostrzegła, że jest cicho... O wiele za cicho. Stała się czujniejsza, czując tą niezbyt przyjazną atmosferę. Czarne oczy dziewczynki spoglądały na napotykane budynki, a wreszcie na ziemię. Przestraszyła się nieco i kucnęła, przyglądając się znalezisku. Przed nią widniała mała, ciemna kałuża. Zamoczyła w niej palec i przyjrzała się substancji... Tak, to była z pewnością krew. Od teraz była już naprawdę niespokojna. Poszła po śladach krwi, a gdy dotarła do końca, w cieniu domu ujrzała dwa martwe ciała. Zbliżyła się, drżąc na całym ciele, byli to jej ciocia i wujek... Martwi. Nie potrafiła nawet zebrać jednej myśli, nie była w stanie. Zawiał mocniejszy wiatr z innego kierunku niż dotychczas. I przez to poczuła mocny zapach krwi. Odsunęła się o krok od ciał, jakby chciała przestać to czuć. Potem odsunęła się jeszcze o dwa kroki, aż w końcu podjęła bieg prosto w kierunku swojego domu. Czarne oczy czarnowłosej szkliły się od płaczu, ale bała się nawet płakać. Wszędzie czuła krew, specyficzny zapach dopiero co zabitych osób. Przerażenie całkowicie ogarnęło jej serce. W końcu zdołała dobiec do domu głowy klanu, do domu swoich rodziców. Stąpała cichutko po drewnianej podłodze przy oknie, na zewnątrz budynku. Kroki dziewczyny były bezszelestne, tak jakby nikogo nie było. Słychać było tylko jej podenerwowany oddech, ale starała się go powstrzymywać. Usłyszała hałasy w jednym z pomieszczeń. Zajrzała przez okno, ale tak, by nikt jej nie zauważył. To co zobaczyła wstrząsnęło nią jeszcze bardziej. Poczuła się, jakby wszystko w niej eksplodowało, a potem zniknęło, pozostawiając tylko rozpacz. Łzy same spłynęły po jej policzkach. Zacisnęła zęby.
Jej starszy brat stał właśnie nad martwymi ciałami Fugaku i Mikoto, taty i mamy, a w rogu stał Sasuke, mały chłopczyk o równie czarnych włosach i oczach, również płaczący i przestraszony. Itachi w pewnym momencie spojrzał się na młodszego brata. Ona nie widziała dokładnie co zrobił, ale młodszy braciszek krzyknął.
-NIE! - wydała z siebie z deka zduszony krzyk, rozwierając okno i próbując wskoczyć do środka, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Wysoki, długowłosy chłopak, usłyszawszy to, odwrócił się w jej kierunku, marszcząc przy tym brwi.
-Nii-san! (1) IIE! (2) Dlaczego to robisz?! - krzyknęła przez płacz. Ten tylko prychnął cicho i odwrócił się od nich, by wyjść z domu. Zatrzymując się jeszcze przy drzwiach na moment, powiedział:
-Zaopiekuj się Sasuke, Raven. - a po tych słowach odszedł tak szybko, że na pewno nikt nie byłby w stanie go znaleźć. Czarnowłosa wbiegła do domu i podeszła do swojego młodszego brata. Przytuliła go mocno, przeklinając w myślach tego starszego. Nie mogła uwierzyć w to co się stało. Musiała jakoś od uciec, inaczej nie będzie wstanie żyć. Ta wioska... Jeśli zostanie, to będzie złe dla jej psychiki. Ale nie mogła zostawić tak Sasuke. Jednak... Coś musiała zrobić. I po krótkim namyśle zadecydowała. Tak jak kiedyś nauczyła ją pewna osoba... Wyczyściła pamięć bratu, położyła go delikatnie na ziemi, był nieprzytomny. A sama wybiegła potem z domu i uciekła z wioski pod osłoną tej przerażającej nocy. Będąc już z powrotem w lesie, okalającym Konohę, obiecała na własny honor, że będzie chronić brata. Wiedziała, że jeśli ten będzie potrzebował pomocy, ona się o tym dowie. Ochroni go.
I tak uciekła z wioski, by rozpocząć swoją wędrówkę, która trwać ma bardzo, bardzo długo. Już nie będzie miała domu. Praktycznie już nikogo nie miała, jest teraz zdana sama na siebie.
Po kilku minutach biegu przestała widzieć już światła wioski...

(1) Nii-san - dopuszczalne też 'onii-san'. Starszy brat.
(2) Iie - Nie.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Prolog

Ciemne, ciężkie chmury okrywały z każdą chwilą coraz bardziej niebo. Ciemność... Ciemność... Ciemność... Tylko tak można było to określić, bo sklepienie nad głowami wszystkich robiło się niemal czarne. Z dala rozlegały się potężne grzmoty, których dźwięk rozchodził się zapewne po całym Kraju Ognia. Już dawno nie było takiej burzy. Nawet najstarsi żyjący w owym kraju takowej nie pamiętali, a niektórzy żyli już naprawdę długo na tym świecie. Tłumy ludzi powoli malały, gdyż każdy chciał wrócić do domu przed źle zapowiadającą się pogodą. Bo któż by chciał zmoknąć do suchej nitki? Wrzawy powoli cichły... Wyglądało to trochę jak tzw. 'cisza przed burzą'. Jednak...
Tylko w jednym domu nie ucichły podenerwowane głosy. A działo się to w siedzibie Klanu Uchiha. W jednym z domów, dokładnie w domu głowy klanu. W jednym z pomieszczeń z świec sączyło się jasne światło, pozwalające na dojrzenie wszystkiego. Z tegoż właśnie pomieszczenia rozlegały się krzyki jakiejś kobiety. Słychać było również głos jakiejś innej osoby, po barwie sądząc, była to również osoba płci pięknej.
-Przyj Mikoto! Przyj! - mówiła głośno.
A wszystko ustało dopiero po trudnej, niecałej godzinie...
* * *
Do pomieszczenia z impetem otwierając drzwi, wbiegł wysoki mężczyzna o dumnej postawie, ubrany w ciemny strój ninja oraz szarozieloną kamizelkę z licznymi kieszeniami i czerwonym znakiem wiru na plecach oraz ramionach. Miał nieco ciemną karnację, ale nie aż tak, czarne jak węgiel oczy i brązowe jak czekolada, średniej długości włosy, które były teraz przemoczone, tak jak całe jego ubranie.
-Mikoto! - podbiegł do żony i uklęknął obok wyczerpanej kobiety, trzymającej małe dzieciątko o niespotykanie jasnej skórze i delikatnej jak jedwab. Niemowlak miał drobne, króciutkie, czarne włoski po mamie. Spało teraz spokojnie w ramionach matki.
Niedaleko stała druga kobieta, zapewne jakiś medyk, lekarz.
-Gratulacje, ma pan zdrową córeczkę. - powiedziała. Ten natomiast nawet jej nie słuchał chyba, bo wpatrywał się szczęśliwy w malutkiego człowieczka. W tym czasie do pokoju przemknął także mały chłopczyk o również czarnych włosach oraz oczach, ale nie tak jasnej karnacji jak dopiero co narodzona dziewczynka.
-Ooo, nasz mały Itachi, chyba chce zobaczyć swoją siostrzyczkę. - powiedziała kobieta, patrząc na swojego synka z radosnym uśmiechem.

A burza powoli odchodziła gdzieś w kierunku Iwa Gakure...

O blogu słów parę~

Blog ten będzie opowiadał historię mojej wymyślonej postaci, jak mówi sam adres, postać owa nazywa się Raven Uchiha. Mam również innego bloga, w którym ona występuje, acz tamten jest pisane na podstawie komiksu, gdy tymczasem ten będzie szczegółowo skupiał się na mojej postaci.