czwartek, 6 stycznia 2011

Rozdział 4

Było pełno drzew wokół, jednakże tym razem nie czuła się jakby była na odludziu, a to zapewne dlatego, iż szła drogą, prowadzącą przez las. Dzięki temu odczuwała swego rodzaju lekką pewność... Że się nie zgubi? A może, że dojdzie w końcu do jakiejś innej miejscowości. Prawdę mówiąc nie wiedziała, czy chce być wśród ludzi, czy jednak nie. Z jednej strony nie chciała pytań, nie chciała wspominać któregokolwiek elementu z przeszłości – z dawniejszej jak i bardzo bliskiej, z drugiej jednak pragnęła gdzieś pozostać na chociaż chwilkę i porządnie odpocząć. Od razu spostrzegła, że teraz to wszystko ją męczy, a jeszcze tak długo nie była na chodzie. Gdy wędrowała jak jeszcze miała rodzinę, to mogła rysować stopami mila za milą... A teraz? Miała wrażenie, że zaraz padnie. Prawdopodobnie było tak, dlatego iż wtedy miała dom, do którego mogła wrócić, w tej chwili już go nie posiadała. Żadnej rodziny... No oprócz oczywiście dwóch braci, z których jeden to morderca i zdrajca klanu, a drugi jest młody i został w wiosce i nawet nie pamięta, że ma siostrę.
Idąc tak, cały czas się gnębiła w myślach za wyczyszczenie pamięci Sasuke. Jej rączka powędrowała w kierunku głowy i lekko zacisnęła się na kosmykach czarnych włosów. „Do cholery, czemu to zrobiłam?!” pomyślała, zaciskając zęby. Najwyraźniej miała wszystkiego już dość. No i na dodatek właśnie zaczął padać deszcz. Gęste krople skapywały z nieba niczym łzy z policzka, jakby zastępowały teraz jej własne, bo nie chciało jej się płakać, przynajmniej na razie, a co będzie później, nie wiadomo. Może wraz z późną porą – tak, tak w tej chwili był już ranek, następny dzień – wróci jej zły humor i ponure myśli. Starała się skupiać jedynie na drodze przed sobą, aczkolwiek było to niesłychanie trudne. Jej myśli ciągle kłębiły się wokół skompresowanej chmury myśli o tym co się stało z jej rodziną. Tak jakby jej myśli to był biegun ujemny magnesu, a przyciągające myśli miały przeciwny biegun. Niestety.
Wiedziała, że jeszcze długa wędrówka przed nią, ale już czuła ogarniające całe ciało zmęczenie. Nie tylko to jej przeszkadzało, cała była przemoczona – od stóp do głowy. Czarna, niemiłosiernie zmoczona koszulka, przyklejała się do jej drobnego ciała i podobnie spodnie. Jedynie buty jeszcze nie przesiąkły, w końcu były porządnie skonstruowane. Również włosy lepiły się do jej skóry. Że też musiało tak lać, wyglądała jakby wpadła do jakiegoś jeziora, a to zwykły deszcz ją zmoczył. Czarnowłosa westchnęła ciężko i podniosła wzrok z ziemi, przenosząc go na drogę przed sobą. I właśnie wtedy ujrzała pierwsze zabudowania kolejnej osady. Nie widziała ażeby ktoś się tam kręcił, myślała, że to spowodowane było pogodą... Myliła się jednak, ale o tym dowiedziała się, kiedy dotarła do tejże małej wioski...
Widziała gorsze widoki, ale ten był równie zły jak tamte. A cóż tam ujrzała swymi czarnymi oczkami? Cała osada była opustoszała, na ziemi gdzieniegdzie można było dostrzec plamy krwi, wydawały się jej jednak dość stare, gdy podeszła do jednej z nich i oglądnęła. Zaraz jednak powstała na nogi i zaczęła iść ponownie przed siebie, rozglądając się uważnie dookoła. Ta cisza i pustka ją niepokoiły, przeczucie mówiło jej, że coś niedobrego się tutaj stało – zupełnie jak tamtej nocy, kiedy wymordowany został klan Uchiha. Chyba była już na głównej ulicy, gdzie musiał być kiedyś dość duży ruch, bo droga była mocno wydeptana, zarówno przez ludzi, jak i koła wozów. Jednak sklepy mieszczące się tutaj również były puste jak wydmuszka. Weszła do jednego z nich, meble były porozrzucane po całym pomieszczeniu. Musiała być niezła rozróba w całej wiosce, domyślała się, że wszędzie tak było. Wyszła migiem z budynku w swym niepokoju i ruszyła dalej, nie mając niczego innego do wyboru. Czuła śmierć, czyżby wszyscy tutaj zginęli? Ale kto mógł uczynić taką zbrodnię? Ta wioska na pewno nie miała nic wspólnego z ninja, a żadni bandyci się tutaj nie kręcili. To wiedziała na pewno. Może nie odczuwała strachu, ale trochę się przestraszyła kiedy usłyszała tak nagle jakiś dziwny dźwięk. Wtedy zatrzymała się gwałtownie i rozejrzała z uwagą dookoła. Po chwili znowu to usłyszała i gdy wsłuchała się uważniej, stwierdziła, że to cichutki szloch jakiegoś innego dziecka. Trochę się zdziwiła, bo skąd się mogło wziąć, skoro nikogo już nie było? Może jednak ktoś je ukrył i zostało oszczędzone? Cóż... Nie zastanawiała się nad tym długo, ponieważ zaraz ruszyła w kierunku, z którego nadchodziło cichy płacz. Dotarła do jakiejś beczki, stojącej tuż obok ściany jednego z budynków. Uniosła delikatnie brew do góry w zdziwieniu. Zbliżyła się bardziej do drewnianej beczki i nachyliła się nad wiekiem, które powoli i zgrabnie zsunęła, a które ukazało po chwili widok skulonego, brązowowłosego dziecka, które wtulało głowę w swoje kolana, wokół których oplecione miało ręce. Kiedy dziecko siedziało w tej pozycji nie mogła ocenić czy to dziewczyna, czy chłopak, czy było starsze, czy jednak młodsze. Widocznie nie spostrzegło ono jeszcze odnalezienia jego kryjówki.
– Hej... – mruknęła cicho czarnowłosa, patrząc na postać w beczce. Dziecko w strachu uniosło głowę do góry i przyszpiliło się plecami mocno do ściany beczki, bojąc się zapewne jakiegoś napastnika. Po chwili jednak uprzytomniło sobie, że widzi zwykłą, czarnowłosą dziewczynkę o bladej cerze. A Raven, gdy postać się poruszyła, ujrzała słodką, choć zapłakaną twarzyczkę małej, zielonookiej dziewczynki. Spróbowała się uśmiechnąć, ale pewnie niezbyt jej to wyszło, nigdy nie umiała się uśmiechać, kiedy naprawdę nie miała na to ochoty. Miała wiele pytań do zadania, ale nie wiedziała które najpierw zadać. Chciała spytać co tutaj robi, ale wydawało się jej to bezsensowne, bo wiedziała, że na pewno się ukrywa. W pytaniu wyprzedziła ją dziewczynka.
– K-Kim jesteś? – spytała brązowowłosa, wlepiając swój szklisty wzrok w czarnowłosą. Wyraźnie nie miała zamiaru wychodzić z beczki. Raven przez moment nie odpowiadała, lustrując swymi czarnymi oczyma dokładnie postać. Po chwili jednak odpowiedziała:
– Nazywam się Raven... Co tutaj się stało? – przedstawiła się i zapytała, zaraz jednak dodała jeszcze: A ty jak się nazywasz?
– Jestem Kayoko... – podała swoje imię, nie odrywając swych zielonych oczu od dziewczyny. Nie odpowiedziała jeszcze na pierwsze pytanie czarnowłosej. Nie chciała wspominać tego co tu się działo. Ale to na pewno pozostanie w jej pamięci do końca życia. - Są tutaj jeszcze? - spytała tak cicho, że niemal niesłyszalnie, ale Raven dobrze to słyszała.
– Kto? – nie miała pojęcia o co dziewczynie chodzi. Ale wiedziała, że brązowowłosa wie co się stało i kto to uczynił.
– Oni... – mruknęła szeptem zielonooka.
– Nie rozumiem. – odparła Raven, przyglądając się uważnie Kayoko. Czemu nie powie tego jasno? Byłoby o wiele łatwiej.
– Nic już... Nic... Mogę już wyjść? – spytała dziewczyna, spoglądając z jeszcze lekkim strachem na czarnowłosą. Skoro jest tutaj ktoś obcy, to znaczy, że napastnicy już musieli się oddalić. To znaczy, że chyba już jest bezpiecznie. Mama mówiła jej, żeby nie wychodziła, dopóki wszystko nie ucichnie, ale w razie czego przesiedziała w beczce jeszcze kilka dni... Tak w razie czego, nigdy nic nie wiadomo. Teraz była bardzo głodna.
– Nikt ci chyba nie broni... – powiedziała cicho Raven. Zamierzając pomóc jej wyjść, wyciągnęła rękę w stronę Kayoko. – Wychodzisz? - spytała. Tamta kiwnęła tylko lekko, twierdząco głową i podniosła się lekko, chwytając bladą rękę nieznajomej. Stała już w beczce, teraz pozostało już tylko z niej wyjść, chociaż to mogło być z deka trudnością dla jej wygłodniałego ciała. Czarnooka widząc to i nie mogąc jej tak pozostawić, oplotła wokół jej ciała ręce i podniosła ją, a następnie wyciągnęła. Sama nie miała zbytnio sił, więc przy wyciąganiu obie się wywaliły na ziemię. Raven westchnęła cicho i jęknęła. Chyba stłukła sobie tyłek, za to Kayoko miała miękkie lądowanie, bo wylądowała wprost na niej. Zielonooka podparła się rękoma i podniosła delikatnie, a następnie wstała na nogi, nie chcąc obciążać czarnowłosej, która wstała zaraz po niej, z lekka masując sobie obolały tyłek. Mrucząc coś jednocześnie pod nosem.
– Czemu jesteś sama? – spytała nagle brązowowłosa, patrząc na przemoczoną dziewczynę. Sama pewnie też zaraz będzie mokra, bo jeszcze lało. Raven raczej nie chciała odpowiadać z prawdą na to pytanie, więc odpowiedziała kłamstwem:
– Jestem na wycieczce i zgubiłam swoją grupę.
– Acha... Ta jasne, a ja jestem córką Hokage. – mruknęła brązowowłosa, krzyżując ręce na piersi i wpatrując się nadal w dziewczynę, wyraźnie oczekując odpowiedzi zgodnej z prawdą.
– W takim razie nie ważne. – odparła czarnowłosa i westchnęła. Chciała jeszcze raz zapytać co się tutaj stało, ale raczej dziewczynie nie chciało się o tym mówić, widziała to z jej miny, a poza tym wyglądała na zmęczoną.
– Ym... Masz coś do jedzenia? – zielonooka zadała kolejne pytanie. Była bardzo głodna, w końcu siedziała w ukryciu z kilka dni i nic nie jadła, jedynie mogła trochę się napić deszczówki, która skapywała przez otwór w wieku beczki.
– Gomen...(1) Nic nie mam. Ale może coś znajdziemy w tych budynkach. – oznajmiła Raven i zaczęła iść w bliżej nieokreślonym kierunku, przynajmniej dla dziewczyny, bo sama wiedziała dokąd zmierza, a szła w stronę konkretnego budynku, który wydawał się jej najmniej naruszony przez napastników. Dziewczynka ruszyła szybko za nią, nie chcąc zostać samą w tym miejscu. Zupełnie by się pogubiła i pewnie nie przeżyła kilku dni, bo nie miałaby odwagi przejść przez drogę w lesie, a nikt na pewno by tutaj nie przyjechał, bo i tak nie było po coś przyjeżdżać, ludzie już raczej wiedzieli, wiadomości w okolicy roznosiły się bardzo szybko.
Po jakichś dwóch minutach doszły do owego domu. Drzwi okazały się być zamknięte, ale ono było wybite. Zatem Raven zbliżyła się do rozbitego okna, wyjęła kunai i zaczęła ostukiwać szkło, aby wybić do końca okno, nie chciała przypadkiem się zranić, dlatego była taka ostrożna. Gdy już skończyła wskoczyła przez nie do środka. Tutaj również było pusto, ale nie panował tutaj harmider jak w innych budynkach. „Dziwne” pomyślała sobie i przypomniała sobie o dziewczynie, więc momentalnie dobiegła do drzwi i otworzyła je od środka, aby Kayoko mogła wejść i z nią poszukać czegoś do jedzenia. Szczęśliwym trafem znalazły bochenek chleba. Nie był zbyt duży, a już na pewno nie był świeży, ale chociaż trochę mógł zaspokoić głód dziewczyny. Czarnowłosa podała go towarzyszce, a ta przez chwilę przyglądała mu się, a potem spojrzała się na Raven.
– A ty nie jesteś głodna? – spytała nagle. Zbiła ją tym z tropu. Spodziewała się, że dziewczyna wszamie jedzenie na poczekaniu, a tu nagle takie pytanie. Mimo że była głodna, odmówiła.
– Nie marudź, tylko jedz. – dodała i zwróciła się w kierunku drzwi, chcąc iść w tamtą stronę. Zielonooka powstrzymała ją jednak, szybkim ruchem jednej ręki, łapiąc jej bladą dłoń. Zaczęła się wpatrywać w nią intensywnie, jakby chciała pokonać ją w walce na wzrok. W końcu oderwała pół bochenka i wręczyła czarnookiej i powtórzyła jej własną wypowiedź.
– Nie marudź, tylko jedz. – i zaczęła iść wcinając swoją połowę. Raven natomiast przez chwilę w milczeniu patrzała na oddalającą się brązowowłosą, potem ruszyła za nią, wpierw lekko wywracając oczyma, zaczęła zajadać się chlebem. Może i nie była to krew... Tak jak kiedyś, gdy znalazła swego przyjaciela, ale było smaczne i dodało jej trochę siły. Po kilku sekundach zrównała krok z krokiem dziewczyny. Usiadły na schodach, prowadzących do drzwi domu. Tam kończyły jeść. Brązowowłosa zjadła szybciej, ale widocznie była jeszcze głodna, bo zaburczało jej w brzuchu. Zarumieniła się delikatnie, wcale nie chciała tego okazywać. Wcale! Czarnooka słysząc to, dała jej kawałek chleba, który jej pozostał. W przeciwieństwie do dziewczyny, ona nie mogła umrzeć z głodu, przynajmniej kiedyś kobieta, która jest jej prababką „w wielkim skrócie” – jak sama kiedyś tak siebie określiła - tak powiedziała. Zielonooka spojrzała się na chleb w swojej ręce, a potem wpatrzyła się w czarnowłosą.
– Nie chcę, jest twój. – rzekła po chwili swym charakterystycznym, dziecięcym głosem, ale poważnym.
– Jedz. Jesteś głodna, nie? – odparła i lekko się uśmiechnęła, teraz skuliła się lekko z zimna, w końcu była cała mokra od deszczu, na szczęście już nie padało. Może potem po drodze wysuszy swoje ciuchy. W mgnieniu oka kawałek chleba został zjedzony przez Kayoko, chyba czuła się już lepiej, bo Raven nie widziała żadnych oznak złego samopoczucia. Chwilę w milczeniu siedziały jeszcze, ale czarnowłosa podniosła się na nogi i zeskoczyła po schodkach na sam dół w całkowitym milczeniu. Brązowowłosa obserwowała jej poczynania swymi dużymi, zielonymi niczym trawa oczyma.
– Dokąd idziesz? – spytała.
– Nie wiem. – odpowiedziała cicho. Mówiła jednak prawdę, bo nie wiedziała gdzie ma iść, gdzie ma pozostać, nie posiadała nic... zupełnie nic. Ale wiedziała, że będzie szła dalej drogą przez las. Innego wyjścia raczej nie miała, no może mogłaby iść samym lasem, ale jakoś się jej nie chciało. Tylko pytanie dlaczego? Czyży podświadomie chciała jakiejś pomocy? Chociaż o tym nie wiedziała? Zagadkowe zjawisko...
– Mogę iść z tobą? – dziewczyna zadała kolejne pytanie.
– Możesz... Chyba nie chcesz zostać tutaj sama? – Raven spojrzała się na nią, a tamta już schodziła do niej i stanęła obok. Dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że są niemalże równego wzrostu, gdyby się bliżej przyjrzeć to czarnowłosa była zdecydowanie trochę wyższa niż brązowowłosa.
– Więc chodźmy. – powiedziała cichutko dziewczyna i delikatnie się uśmiechnęła. Już nie czuła się sama, tak jak podczas siedzenia w ukryciu. Czarnooka kiwnęła głową i wkrótce zaczęły iść przed siebie, w stronę głównej drogi, aby potem iść jej śladem przez las.
Ich wędrówka naprawdę długo się ciągnęła. Dopiero pod wieczór postanowiły odpocząć, albo raczej Raven postanowiła, bo to ona prowadziła, Kayoko już dawno narzekała na zmęczenie, jednak zgodziła się na odpoczynek dopiero teraz. Znalazły sobie w miarę dobrą kryjówkę, która była wstanie uchronić je od kapryśnej pogody i nieproszonych osobników. A było to w pniu ogromnego drzewa, coś musiało spowodować to, że w drewnie został utworzony ten otwór. Może jakaś walka albo coś w tym stylu. Nie zastanawiały się jednak nad tym, wolały się radować ze znalezionego schronienia. Czarnowłosa zbliżyła się do środka kryjówki i zaczęła wykonywać pieczęcie, aby na końcu powiedzieć:
– Katon: Karyuu Endan. – a potem wzięła głęboki wdech, by po chwili wypuścić go w formie gorącego ognia, który podpalił zebrane i osuszone wcześniej gałęzi. Tak stworzyła im ognisko, które dało im ciepło, ale miało ono też posłużyć do wysuszenia ich ubrań, obie były mocno przemoczone. Raven skonstruowała również coś w rodzaju linki na pranie, która zbudowana była z dwóch długich gałęzi wbitych w ziemię po przeciwnych stronach ogniska, na samych ich czubkach przywiązała końce linki, na której miały powiesić swoje mokre ubrania. Tak było to zbudowane, żeby płomienie nie mogły sięgnąć materiału. Po ukończeniu tychże prac, czarnooka zaczęła powoli ściągać z siebie przemoczone ubrania. Najpierw buty, które ułożyła na ziemi, potem przyszła kolej na czarne spodnie i koszulkę, które następnie powiesiła na lince. Teraz była tylko w swojej również czarnej bieliźnie zakrywającej intymne miejsca i małe piersi. Potem usiadła pod ścianą i podkuliła nogi do siebie, które oplotła rękoma. Na kolanach oparła podbródek i w zamyśleniu zaczęła się wpatrywać w tańczące płomienie, które odbijały się w jej czarnych oczach. Podobnie uczyniła jej towarzyszka, najpierw powiesiła przemoczone ciuchy, a potem usiadła niedaleko dziewczyny, ale nie przy samej ścianie, a trochę naprzeciwko. Wpatrywała się w nią jak zaczarowana.
– Jak to zrobiłaś? – spytała.
Ona wybudzając się ze stanu zamyślenia, milczała przez chwilę, trochę nie kontaktując z otoczeniem.
– Co takiego?
– No... To. – mruknęła brązowowłosa, kiwnąwszy głową w stronę ogniska.
– A... To. To jest ninjutsu... Uczyłam się tego. – odpowiedziała cicho czarnooka dziewczyna, spoglądając na towarzyszkę.
– Jesteś ninja? – zapytała z niedowierzaniem. Widocznie nie spodziewała się tego, musiało ją to zaskoczyć. Co prawda słyszała o nich, ale nie sądziła, że dzieci też mogą być takimi wojownikami.
– Tak, jestem. – potwierdziła krótko czarnowłosa i westchnęła. Nie miała zamiaru mówić o tym dziewczynie, wolała pozostawić to w tajemnicy. Teraz zielonooka będzie ją pewnie nękała setkami pytań o tym jak to jest i w ogóle.
– Nie widzę twojej opaski, z jakiej wioski jesteś, Raven? - zadała dociekliwie swoje kolejne pytanie. Czarnowłosa znów westchnęła i przymknęła na moment oczy.
– Mam w kieszeni spodni. - odpowiedziała i tym razem. Widać było, że jest zmęczona, gdy tymczasem zainteresowana jej osobą Kayoko już odegnała to uczucie. – A jestem z Woski ukrytej w Liściach. – dodała po chwili i skuliła się mocniej. Zielonooka widząc, że towarzyszka jest zmęczona, przestała ją przepytywać, choć ciekawość nadal nie chciała ustąpić. Usiadła tuż obok Raven i również oparła się o ścianę. Po krótkiej chwili przysnęła, zsuwając się na towarzyszkę. Czarnowłosa, wybudzając się z ponownego zamyślenia, spojrzała się na opierającą o nią Kayoko. Westchnęła cichutko, ale pozwoliła jej na to, sama nawet nie drgnęła, nie chcąc jej obudzić, siedziała tak skulona, aż sama przysnęła wcześniej wpatrując się w ogień tak, jakby widziała w nim coś ciekawego i intrygującego. Niby to taki niszczycielski żywioł, a dawał przyjemne ciepło, to trochę jak w życiu – nie ma czegoś zupełnie złego i całkowicie dobrego. Jak już zostało wspomniane Raven również zapadła w sen... Sen pełen ciemności... Oczywiście do czasu, gdy znów zaczęły nękać ją okropne koszmary.

Biegła ile sił w nogach przez las. Wszystko dookoła płonęło, a w owym ogniu widziała dokładnie zarysy jakichś postaci, które zaraz przekształciły się w złowrogie oczy, aż przeszywające na wylot. Pędziła dalej, chcąc od nich uciec. Doskonale wiedziała, że tamte zarysy postaci to byli członkowie jej rodziny, ale skąd? Tego nie mogła wiedzieć, przecież to tylko sen. W końcu zatrzymała się przed jeziorem. Ogień zaczął się zbliżać coraz bardziej. Spostrzegła w nim jakąś zmianę, ale nie mogła odkryć co to mogło być. Wskoczyła do wody jednocześnie nurkując pod wodę. Tutaj płomienie nie mogły jej dosięgnąć. Nie spodziewała się jednak czegoś innego, co mogło jej zagrozić. Nagle i niespodziewanie coś chwyciło ją za nogę i zaczęło ciągnąć gdzieś głęboko w dół. Próbowała złapać powietrze, ale na nic się to zdawało, a na dodatek to coś owinęło się również wokół jej szyi. A potem znikła. Znów ciemność... Zimny mrok i nagle rozbłysły w tej ciemności oczy starszego brata wraz z kekkei genkai. Wpatrzyła się w nie, nic jednak nie czyniąc, bo co miała zrobić? Właśnie zdała sobie sprawę, że to tylko koszmar, bo stawał się coraz bardziej nierealny...

I z tego powodu obudziła się – był już ranek. Czuła czyjeś ciepło blisko siebie, ale czuła również zimno. To pewnie przez wiatr wiejący z wejścia do kryjówki. Musiał zmienić kierunek podczas ich snu. Dął dość mocno, aż ogień już zgasł. Uniosła delikatnie wzrok swych czarnych oczu, spostrzegła, że dziewczyna również nie śpi i przytula ją do siebie.
– Coś ci się śniło? Strasznie szybko oddychałaś i dusiłaś się co jakiś czas... – powiedziała brązowowłosa, spoglądając ku obudzonej Raven. Czarnowłosa dopiero teraz spostrzegła, że w tej chwili również dość szybko oddycha. Teraz podjęła się starań o uspokojenie oddechu.
– Nic... takiego... - odparła cicho, nie chcąc nic zdradzać, bo jak przewidywała, to gdyby zaczęła opowiadać, Kayoko znów zadawałaby swoje pytania. A nie chciała mówić na swój temat, nie. Szybko odsunęła się od dziewczyny, znów stwarzając te pozory niechęci do czegokolwiek. Podeszła zwinnym, zgrabnym krokiem do wygasłego ogniska i powieszonych ciuchów. Dotknęła ich swymi bladymi palcami, zdążyły już wyschnąć, na szczęście. Nie zamierzała tu siedzieć całą wieczność. Szybko ściągnęła te należące do niej i zaczęła je na siebie wkładać, gdy już to zrobiła włożyła buty i zerknęła przez ramię na zielonooką.
– Już wyschły. - powiedziała i pomaszerowała w kierunku wyjścia z kryjówki. Jej włosy pod czas tego chodu były mocno rozwiewane przez wiatr, nadchodzący z naprzeciwka. Przymknęła na moment oczy, rozkoszując się tym powiewem. Otworzyła zaraz jednak oczy, aby przypadkiem się nie potknąć o coś. Zatrzymała się dopiero u wyjścia, czekając na towarzyszkę. Ta doszła do niej po jakichś dwóch minutkach. Kiwnęła lekko głową na znak, że mogą już iść w dalszą drogę. A zatem... Obie podjęły dalszą wędrówkę, która dla Raven znów wydawać się mogło – nie miała końca. Ta droga przez las musiała być naprawdę długa, ciekawe do jakiego miasta ich zaprowadzi. Raven nie wiedziała, w tych okolicach jeszcze nie bywała. W pewnej chwili zmarszczyła lekko brwi, czyżby tylko jej się zdawało? Ale wyraźnie poczuła coś dziwnego. A teraz krótki, nie pasujący do otoczenia szelest. Zwróciła gwałtownie twarz w stronę, z którego prawdopodobnie doszedł. Widać było po niej wyraźnie, że coś odkryła... coś co ją zaniepokoiło. Towarzyszka, idąca jakiś krok za nią od razu zwróciła jej uwagę o to.
– Raven...? Wszystko w porządku? - spytała wtedy.
– Nie wiem... Mam złe przeczucia... - powiedziała cichym szeptem, jakby już obawiała się jakiegoś niebezpieczeństwa. Szły jednak dalej, ale teraz w wielkiej czujności i z uwagą obserwując otoczenie. Chociaż i tak nie mogły mieć szans, jeśli napadłaby ich jakaś banda ludzi, przecież były jeszcze dziećmi, nawet czarnowłosa, chociaż była ninją, nie miała wielkich szans z całą hordą przeciwników. Nagle Kayoko zbliżyła się szybko do niej i złapała za rękę.
– Raven... Tam chyba coś było..! - szepnęła, zatrzymując drugą dziewczynę i wskazując palcem gąszcz lasu, po lewej stronie drogi. Nic nie było tam widać, ale pewności nie mogły mieć. Czarnowłosa, którą podsycała jej własna ciekawość, jak i chęć postawienia się strachowi, poszła we wskazanym przez towarzyszkę kierunku. Co tam mogło być? Chciała to zobaczyć, aby nie iść cały czas w takim napięciu.
– Nie idź tam! - powiedziała trochę głośniej zielonooka. Raven spojrzała się tylko na nią przez ramię i odrzekła:
– Jak się boisz to zostań na miejscu. - a powiedziawszy to przyspieszyła tempo i była już przed gąszczem, w którym rzekomo coś miało być. Sama się trochę bała, ale nie dawała po sobie tego poznać. Lewą ręką zaczęła odgarniać gęste gałęzie i zarośla, a prawą miała już w pogotowiu, aby w razie czego wyjąć kunai. I wtedy gwałtownie skoczyła w gęstwinę i... cisza. Nic się nie stało, niczego tam również nie było. Żadnych śladów czyjejś obecności. Rozejrzała się jeszcze na wypadek po okolicy, przechodząc jakieś kilka metrów w każdą stronę, jednakże nic nie znalazła. Odetchnęła z ulgą, wypuszczając razem z powietrzem całe zdenerwowanie i napięcie, które zebrało się w jej ciele i umyśle podczas tej czynności. Chciała tak samo spokojnie wyjść, jak teraz się czuła, ale nagle usłyszała jakiś zduszony krzyk na drodze, jednoznacznym było to, że musiał należeć do dziewczyny, która jej towarzyszyła. Wybiegła pędem spomiędzy zarośli, chcąc zobaczyć co się dzieje. Jej oczy lekko rozszerzyły się. Na opustoszałej drodze stała brązowowłosa trzymana w uścisku przez jakiegoś mężczyznę o jasnoniebieskich oczach, były tak jasne, że niemal przechodziły w biel, pozostawiając jedynie czarne źrenice. Bladą miał również twarz, której usta uzbrojone były w ostre kły. Kayoko krzyczała i wierzgała nogami, chcąc jakoś się uwolnić z tego duszącego uścisku. Raven przez chwilę nic nie robiła, ale zaraz oprzytomniała i wyciągnęła jeden z
swych noży kunai, mocno ścisnęła go w ręce i rzuciła się biegiem w kierunku mężczyzny, który nie zdążył zareagować, szybko wbiła mu ostrze prosto w nogę, w kolano, tak aby mogły szybko uciec i nie martwić się o pościg, bo w tym stanie przecież nie mógł za nimi biec. Zielonooka spadła na ziemię, a napastnik padł na kolana z grymasem bólu wyrytym na bladej twarzy. Szybkim ruchem złapała dyszącą towarzyszkę za rękę i zaczęła biec przed siebie, ciągnęła ją niemal za sobą, tak szybko się poruszała. Po kilku chwilach zniknęły za zakrętem i straciły z oczu mężczyznę, on również stracił je obie z pola widzenia, ale teraz musiał się zająć sobą. Powoli usiadł, zaciskając mocno zęby i szybkim ruchem wyciągnął broń ze swojej nogi, nie wydał z siebie żadnego dźwięku, jedynie mocniej zacisnął zęby. Po chwili wstał chwiejnie, ale żeby utrzymać równowagę, musiał oprzeć się o drzewo. „Spokojnie” myślał, choć był nieźle wkurzony na tą małą sukę, uspokoił się i skupił. Co było naprawdę dziwne, jego rana zaczęła powoli zanikać – leczyć się. Po kilkunastu minutach mógł ruszyć w pościg, aby dorwać swoją upatrzoną ofiarę i odwdzięczyć się tej czarnowłosej pięknym za nadobne. Błyskawicznym skokiem znalazł się pomiędzy drzewami i sobie wytyczoną drogą zaczął się przemieszczać z jednej gałęzi na drugą, aby ułatwić sobie poruszanie się, po ziemi byłoby znacznie trudniej.
One tymczasem dalej biegły, chcąc oddalić się na jak największą odległość się da od tamtego mężczyzny. Nie mogły polegać na czym innym, oprócz ich samych, bo otaczała je tylko natura. Nigdzie nie mogły dostrzec żadnej oznaki ludzkiej obecności, albo chociaż kogoś, kto mógłby im teraz pomóc. Skręciły szybko w jakiś gąszcz, albo raczej to Raven skręciła, ciągnąc za sobą w biegu dziewczynę. Był to jednak błąd, który zadecydował o ponownym spotkaniu z napastnikiem. Czarnowłosa myślała, że nie będzie chciał szukać ich w gęstym lesie i nie znajdzie tu ich śladów, to była jej pomyłka, o czym przekonała się po kilku minutach biegu pomiędzy blisko siebie rosnącymi drzewami i krzewami. Wtedy niespodziewanie ten sam mężczyzna wyskoczył tuż naprzeciwko nich, zatrzymały się gwałtownie i cofnęły o krok, a ten stał i przyglądał się dzieciom swymi przeraźliwie jasnymi oczyma, zimnymi niczym lód. Brązowowłosa głośno przełknęła ślinę, stojąc za towarzyszką ze strachem w oczach. Widziała jak czarnowłosa automatycznie sięga ręką w stronę pakunku ze swymi broniami. Nie zdążyła jednak jej wyciągnąć – mężczyzna tak szybko zjawił się pomiędzy nimi i rozdzielił je, odpychając w dwie różne strony, że nawet nie zdążyły zareagować i nie były w stanie nawet zwrócić uwagi na tenże szybki ruch. Raven twardo uderzyła o jedno z wielu drzew i opadła na ziemię z grymasem na bladej twarzy, natomiast Kayoko opadła na ziemię, kilka metrów dalej, szczęśliwie unikając drzew i innych roślin. Za to musiała mocno oderwać, bo po krótkiej chwili straciła całkowicie przytomność. Mężczyzna widząc to, zwrócił się w kierunku już wstającej Raven, która już w ręku trzymała broń – kolejny nóż kunai. Stanęła trochę niepewnie na nogach, ale zaraz ustawiła się w pozycji dogodnej zarówno do szybkiego ataku, jak i błyskawicznej obrony. Zacisnęła zęby, czekając na ruch napastnika, starała się dojrzeć co się dzieje z Kayoko, jednakże nie mogła jej dostrzec, gdyż widok ten zasłaniało jej ciało mężczyzny, znajdującego się naprzeciw niej. Wiedziała, że musiała uważać, był bardzo szybki. Jak to możliwe, że nie zdążyła zareagować? Toż to nie do pomyślenia, przecież dużo ćwiczyła, gdy jeszcze była w wiosce i poza nią i trochę z tą prababką, ale to wyglądało jak zabawa, nudziło ją. Teraz musiała sprawdzić się w prawdziwie niebezpiecznych warunkach. Zacisnęła mocniej rękę na uchwycie kunaia. Dostrzegła nikły, niemal niezauważalny ruch nóg, który wskazał, że mężczyzna chce ruszyć. Dobrze, że to spostrzegła i w ostatniej chwili udało jej się odskoczyć w bok. Mężczyzna stał teraz tam, gdzie ona stała przed krótką chwilą. Zmarszczyła brwi.
– Chodź tutaj do mnie, nic ci nie zrobię, tylko się odwdzięczę mała suko. - powiedział z wyraźną ironią w głosie i podobnym uśmieszkiem na ustach. Wyraźnie zmienił taktykę, zaczął iść powoli w jej kierunku, trzymając ręce za sobą i obserwując dziewczynę uważnie. Widziała, gdy się uśmiechał, jak kły mu zaczynają się wydłużać. Czyżby to był wampir... jak ona? Zaczęła się cofać do tyłu. Wpadła na pewien plan, szybko się odwróciła do niego plecami, chcąc upozorować chęć rozpoczęcia ucieczki w biegu. Ten korzystając z tej pozycji, rzucił się w jej kierunku, ale ona migiem się odwróciła i dmuchnęła mu kulą ognia prosto w twarz. A była ona tak mocna i dość duża, że wampir nie miał możliwości jej uniknięcia. Jeszcze nigdy się jej takiej nie udało zrobić, była pod wrażeniem, ale szybko się opamiętała i odskoczyła na kilka metrów od mężczyzny. Tak, zgadza się, gdy Raven odwróciła się chcąc niby uciec, szybko zrobiła kilka pieczęci rękoma i użyła jutsu, taka mała zmyłka, ale się udało. Patrzała, jak mężczyzna płonie i pada na ziemię z krzykiem agonii. Zaczął się tarzać po ziemi, chcąc jakoś stłumić płomień, nie udawało mu się to jednak, ale dziwiło ją to, że mężczyzna nie ginie... I wtedy stało się to, co mogło się najgorszego teraz wydarzyć, z nieba zaczęły skapywać nagle gęste krople deszczu, które oblewały po kilku chwilach soczyście całą okolicę. Dziewczyna zaklęła i rzuciła w kierunku mężczyzny nożem kunai, chcąc zakończyć jego żywot. Ten jednak zdążył podnieść się na nogi. Na jego mokrym ubraniu jeszcze tliły się nikłe płomyki, powoli znikające pod wpływem deszczu i wilgoci. Skierowała wzrok ku twarzy wroga i spostrzegła straszliwą wściekłość w jego oczach, nie zdziwiła się dlaczego, większość jego skóry była teraz okropnie poparzona, a zwłaszcza twarz, która wyglądała teraz przeraźliwie oraz odsłonięta przez nadpalony materiał, klatka piersiowa.
– Już nie żyjesz... - rzekł mężczyzna, dysząc lekko, nie wiedziała czy ze zmęczenia, czy przez wściekłość. Nie miała jednakże czasu na zastanawianie się nad tym, bo musiała jak najszybciej uniknąć ataku. Niechybnie zostałaby poważnie raniona, gdyby pozostała na miejscu – mężczyzna już znajdował się blisko z ułamaną ostrą gałęzią, trzymaną przez silne ręce, uzbrojone w wydłużone teraz paznokcie. Szybko wyciągnęła kolejny kunai. Niestety, jej ostatni, musiała na niego uważać, bo pozostawały jej już teraz jedynie shurikeny i kilka senbonów. Zagryzła wargę, oddalając się od mężczyzny, spojrzała się ukradkiem w stronę, gdzie najprawdopodobniej musiała leżeć jej towarzyszka i ujrzała jej ciało leżące bezwładnie na ziemi, „Pewnie musiała stracić przytomność” pomyślała Raven, znów odskakując do tyłu, chcąc uniknąć kolejnego ataku. Nie zdążyła jednak uczynić tego do końca sprawnie i poczuła jak skóra na brzuchu rozdziera się pod wpływem ostrych paznokci mężczyzny. Skrzywiła się z bólu i wylądowała, po tym klękając na jedno kolano i przytrzymując się za brzuch. Z ust pociekła jej stróżka krwi, która skapnęła po chwili na nagą w tym miejscu ziemię. Popatrzyła się na napastnika, który stał niedaleko, spoglądając w jej kierunku i śmiejąc się złowieszczo, przykładając zakrwawioną rękę do ust. Dziewczyna wstała chwiejnie, czując jak siły opuszczają ją, wraz z upływem krwi. Musiała szybko coś wymyślić, bo sama nie miała szans z tym silnym osobnikiem. Musiała się zdobyć na te czynności, które zamierzała wprowadzić teraz w życie, te ruchy będą jej teraz sprawiały mocny ból, ale nie mogła się poddać, ona nigdy się nie poddaje. Stojąc tak przez chwilę zaczęła biec z ogromną szybkością w stronę mężczyzny, będąc jednak tuż przy nim, skoczyła prędko w górę, unikając jego ataku, nie spodziewał się takiego ruchu po niej. Ona tymczasem będąc w powietrzu, szybko stworzyła kilka klonów, które również trzymały kunaie i które razem z nią wylądowały naokoło wroga. Raven od razu po wylądowaniu wyprowadziła cios w krocze napastnika, a potem wbiła swój kunai w nogę mężczyzny, wtedy klony, które stworzyła przewróciły szybko go na ziemię i powbijały swoje kunaie w ciało jego, aby przyszpilić go do ziemi. Próbował się wydostać, ale już nie mógł. Klony usiadły na ziemi oddalone o kilka metrów, a prawdziwa Raven udała się w stronę nieprzytomnej towarzyszki. Wzięła ją na plecy i starając się nie zważać na swój ból, pobiegła przed siebie. Niezwracanie uwagi na rany nie udawało się jej jednak do końca i co jakiś czas wykrzywiała twarz w grymasie bólu, ale nie przerywała biegu, dobie sobie zdawała sprawę z tego, że nie są bezpieczne, nie teraz, musiała prędko znaleźć jakieś schronienie. Takie, aby nie musiały przejmować się jakimikolwiek napastnikami, którzy mogli im zagrozić w tej chwili. Nie miała zbyt wiele czasu, czuła ciepło na swoim brzuchu, krew która spływała z rany już dawno przesiąknęła przez jej ubranie. Pozostawiała za sobą trop, nie mogła dopuścić do tego, ażeby mężczyzna, jeśli potem się wywinie, odnalazł je. Dobiegła wkrótce do pewnej rzeki, nie znała jej nazwy i nie zastanawiała się nawet jak może się ona zwać, po prostu nie chciała tracić czasu na zbędne rzeczy. To była jedyna możliwość, aby tamten mężczyzna nie mógł ich znaleźć – musiały przepłynąć przez rzekę. A była ona naprawdę szeroka i szybko płynęła w tym odcinku. Zagryzła wargę, wiedziała, że nie zdoła przejść na drugi brzeg przy pomocy chakry, bo i tak czuła, że zaraz straci przytomność, już nawet nie myślała o przepłynięciu, bo to tym bardziej by się nie powiodło. Jednakże coś trzeba było zrobić, bo wtedy wróg albo pomyśli, że utonęły przy takim prądzie wodnym, albo że przepłynęły jakoś na drugi brzeg i oddaliły się tak bardzo, że nie warto będzie ich ścigać. Tak więc Raven szybko skoczyła na wodę i zaczęła biec po niej przy pomocy swojej chakry. Pędziła jak najszybciej tylko mogła z Kayoko na plecach. Krew mocno płynęła jej już z ust, a tym bardziej z otwartej rany. Gdy była już jakieś pięć metrów od brzegu spadła do wody, a będąc już na granicy wytrzymałości, ostatkami sił zaczęła płynąć w kierunku brzegu, trzymając głową brązowowłosej ponad wodę, a samej się nie starając o dostęp powietrza dla siebie samej. Woda mocno barwiła się na kolor czerwony, ale po chwili dobrnęła do przeciwległego brzegu i przeszła jeszcze kawałek w głąb lądu, a potem padła w jakieś wysokie i niedostępne zarośla razem z towarzyszącą jej dziewczyną.

(1) Gomen – przepraszam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O blogu słów parę~

Blog ten będzie opowiadał historię mojej wymyślonej postaci, jak mówi sam adres, postać owa nazywa się Raven Uchiha. Mam również innego bloga, w którym ona występuje, acz tamten jest pisane na podstawie komiksu, gdy tymczasem ten będzie szczegółowo skupiał się na mojej postaci.